Warsaw Security Forum to międzynarodowa konferencja z udziałem ministrów obrony i spraw zagranicznych państw UE, a także doradców ds. bezpieczeństwa głów państw Unii Europejskiej i ekspertów. Od czwartku debatują oni w stolicy Polski na temat bezpieczeństwa militarnego, ekonomicznego i energetycznego Europy. Ambasador Ukrainy w Polsce, p.o. ministra spraw zagranicznych w rządzie Arsenija Jaceniuka Andrij Deszczyca przypomniał, że rok temu w listopadzie rozpoczęły się protesty na Majdanie. Iskrą, która je wywołała - mówił - była odmowa ówczesnego prezydenta Ukrainy podpisania umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą; w efekcie tych protestów Wiktor Janukowycz został odsunięty od władzy i uciekł z kraju. "Majdan był rewolucją wolności; chodziło o możliwość wyboru przez naród ukraiński, w którą stronę pójść. Ówczesny rząd zdecydował za naród, że Ukraina nie pójdzie do UE" - przypomniał Deszczyca. Zwrócił uwagę, że z podobną sytuacją mamy do czynienia obecnie. "Chodzi o przyszłość Ukrainy w systemie bezpieczeństwa transatlantyckiego. Nie może tak być, jak chce Putin, że Ukraina może być wolna, ale pod warunkiem, że nie wstąpi do NATO. Ta decyzja jest zarezerwowana dla Ukraińców" - podkreślił Deszczyca. Ukraiński ambasador w Polsce ocenił, że Zachód przywykł do istnienia kilku zamrożonych konfliktów. "Na przykłada w Gruzji. Relacje Zachodu z Rosją po wojnie z 2008 roku znormalizowały się. Bardzo się obawiamy, że podobnie będzie z Krymem i Donbasem" - powiedział. "Jeżeli przebaczymy Rosji aneksję Krymu, to otworzymy puszkę Pandory. Rosja, ale też potencjalnie inne państwa, będą mogły pozwolić sobie na podobne zachowania w przyszłości" - przestrzegał ukraiński dyplomata. Podkreślił, że nie można dopuścić do tego, aby o systemie bezpieczeństwa mówiono bez państw Europy Środkowej i Wschodniej. Podkreślił, że nie chodzi tylko o Ukrainę, ale też na przykład o Polskę i państwa bałtyckie. Zdaniem Deszczycy Zachód powinien rozmawiać z Rosją, ale "z pozycji twardej, skonsolidowanej, która byłaby pozycją transatlantycką i pozycją Unii Europejskiej". "Nie czekajmy aż Rosja zrobi coś nowego, Rosja już zrobiła wiele złego. Nadszedł czas, aby zareagować, a reakcja powinna polegać na ujednoliceniu stanowiska Zachodu i opracowaniu nowej strategii bezpieczeństwa" - podkreślił. Jak dodał, "wygląda na to, że Putin ma plan dla Rosji i go wdraża; Europa zaś bardzo często wyraża obawy, ale nic nie robi". "Nie ma czasu na zastanawianie się, musimy działać" - dodał. Były europoseł, były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Kowal przekonywał, że Zachód w relacjach z Rosją powinien po pierwsze właściwie interpretować zachowania prezydenta Rosji, po drugie zacząć prognozować możliwe wydarzenia, czego do tej pory nie robił, a po trzecie stosować retorykę odstraszania. Według Kowala państwa zachodnie powinny na przykład zwrócić wagę i wyciągnąć wnioski z tego, że Putin w ostatnim czasie "za często mówi o broni nuklearnej; zbyt często wspomina Chruszczowa". Nikita Chruszczow to I sekretarz KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KPZR) w latach 1953-1964 i premier ZSRR w latach 1958-1964, którego plan rozmieszczenia rakiet z ładunkami nuklearnymi na Kubie ze względu na ostry sprzeciw USA doprowadził do tzw. kryzysu kubańskiego w październiku 1962 roku. "Putin mówi jasno, jakie ma scenariusze. A my ciągle mówimy o jednym wariancie, tym najbardziej optymistycznym. Błąd krymski zostanie niedługo powtórzony i może zostać nazwany błędem atomowym" - przestrzegał Kowal. Zwrócił uwagę, że kanclerz Niemiec Angela Merkel cały czas powtarza, że bezpieczeństwo w Europie można budować tylko z Rosją. "Ale jeśli Rosja definitywnie nie chce tego, albo jeśli zaatakuje masowo bronią konwencjonalną wschód Ukrainy, co wtedy? Czy Zachód stać tylko na takie trywialne zdania, za którymi nic nie stoi?" - pytał. Według Kowala państwa zachodu retoryki odstraszania mogą uczyć się od Putina. Jak podkreślił, prezydent Rosji cały czas pokazuje, że ma do wyboru różne warianty działania. "Zachód zaś mówi, że na pewno nie użyje broni. Politycy zachodni prześcigają się w mówieniu o tym, jakich sankcji nie będzie. To zaproszenie do agresji" - ocenił Kowal. Zgodził się z nim wiceminister obrony narodowej Litwy Marijus Velicka, który podkreślił, że Zachód głównie mówi o tym, czego nie zrobi; Putin zaś po prostu działa. Velicka zaznaczył, że Litwa postrzega wojnę na Wschodzie Ukrainy jako zagrożenie dla siebie i innych państw regionu. "Rosja atakuje te kraje, z którymi jest w stanie wygrać. Pytanie, kto będzie kolejny. Obawiamy się, że to może dotyczyć także państw bałtyckich. Nie pytam o to, czy to się stanie, ale kiedy" - powiedział wiceminister obrony Litwy. Według niego Putin postrzega sankcje wymierzone w Rosję jako słabość Zachodu. "My mówimy, że to dyplomacja, a on się z tego śmieje" - stwierdził Velicka. Opowiedział się za zwiększeniem przez państwa NATO nakładów na obronność. Jak zaznaczył, choć obecnie Putin nie jest w stanie stawić czoła państwom NATO-wskim, to jednak przy obecnych nakładach na obronność, jakie istnieją w Rosji, sytuacja ta może się niedługo zmienić. Przekonywał, że konieczne jest zwiększenie liczby NATO-wskich wojsk w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, by "odstraszyć Putina". "Potrzebujemy więcej wojsk NATO, więcej żołnierzy USA, bo ewentualna wojna nie będzie się rozgrywała na terytorium W. Brytanii czy Włoch, ale właśnie państw naszego regionu" - stwierdził. Zastępca sekretarza stanu i dyrektor polityczny w MSZ Węgier Szabolcs Takacs zaznaczył, że Budapeszt ma takie samo podejście do kwestii bezpieczeństwa, jak pozostałe kraje UE. "Rozumiemy poczucie zagrożenia państw bałtyckich. Obecność wojsk sojuszu na Litwie to absolutna konieczność" - zaznaczył. Jak dodał, państwa zachodnie przyzwyczaiły się do pokojowej ery, do Rosji, która przestrzega prawa międzynarodowego, która na przykład podpisała Memorandum Budapesztańskie. "Ale pojawił się Putin, a takie osoby jak on potrzebują wroga. Jeśli go nie mają, to stworzą go. Zdaniem węgierskiego dyplomaty sankcje Zachodu wobec Rosji to bardziej wyraz zjednoczenia UE, a nie dotkliwa kara. Ustalenia szczytu NATO w Newport to też dowód, że Zachód jest zjednoczony mimo tego, że Putin gra na podział" - stwierdził Takacs. Według niego wszystkie państwa NATO powinny zwiększyć nakłady na obronność. "Nie może być tak, że USA ponoszą 50 proc. kosztów naszego bezpieczeństwa. Nasze społeczeństwa muszą zdać sobie sprawę, że bezpieczeństwo kosztuje" - podkreślił. Szef Praskiego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Jiri Schneider ocenił, że Europie brakuje scenariuszy dotyczących relacji z Moskwą, które nie byłyby oparte na współpracy. "Ufaliśmy, że Rosja będzie współpracować. Aneksja Krymu potwierdziła jednak, że Putin nie zamierza trzymać się prawa międzynarodowego" - zaznaczył. Czeski ekspert podkreślił, że Rosja próbuje podważyć wiarę państw naszego regionu w to, że NATO może zapewnić bezpieczeństwo swym członkom, próbuje dzielić państwa Sojuszu i UE. Podkreślił, że z tego względu "umowy z Rosją nie powinny być zawierane ponad głowami krajów Europy Środkowo-Wschodniej i ponad głową Ukrainy. Podkreślił też znaczenie dywersyfikacji źródeł dostaw energii do Europy. "Nasz głód energii karmi finanse tych, którzy nam zagrażają. Coś trzeba z tym zrobić" - podkreślił. Jak zaznaczył, Czechy zainwestowały w dywersyfikację źródeł energii już w latach 90., stąd obecnie społeczeństwo czeskie nie czuje potrzeby, by ich kraj się zbroił, bo "gazem Rosja nam też nie może zagrozić". Organizatorem Warsaw Security Forum są Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego i Akademia Obrony Narodowej. Forum objął patronatem honorowym minister spraw zagranicznych. Patronem medialnym Warsaw Security Forum jest Polska Agencja Prasowa.