W Sittwe, na zachodzie kraju, gdzie we wtorek policja użyła przeciwko manifestantom gazów łzawiących i strzelała w powietrze, w porannym marszu wzięło udział ponad dwa tysiące mnichów. Tłumy mieszkańców w ciszy przyglądały się pochodowi recytujących modlitwy, ubranych w żółte szaty bosych mnichów, respektując jednak ich apel by nie przyłączali się do marszu i nie sprowokować w ten sposób władz. Podobne milczące marsze odbywały się w Rangunie i Mandalaj. W Mandalaj - drugim największym mieście Birmy - przemianowanej przez wojskowe władze na Myanmar - w marszu wzięło udział ponad tysiąc buddyjskich mnichów. Protesty mnichów stanowią odpowiedź na działania władz na początku września w Pakkoku w środkowej Birmie, gdzie wojsko ostrzelało tłum demonstrantów, w którym znajdowało się około trzystu mnichów. Trzech z nich zostało poważnie rannych. Wtorkowe marsze zbiegły się w czasie z 19. rocznicą zdławienia przez armię w 1988 r. ruchu na rzecz zniesienia trwającej od 1962 r. dyktatury wojskowej a także wprowadzenia demokracji w kraju. Społeczeństwo Birmy od tygodni protestuje przeciwko sierpniowej decyzji władz w sprawie podniesienia cen paliw o kilkaset procent. Ceny gazu wzrosły pięciokrotnie, oleju opałowego dwukrotnie, a benzyny - o 67 procent. Tradycyjnie mnisi buddyjscy w Birmie odgrywali zasadniczą rolę w najważniejszych wydarzeniach w dziejach kraju - w powstaniach przeciwko kolonialnym władzom brytyjskim, a także protestach opozycji w 1988 r. Szczególnie wpływowi byli mnisi z buddyjskich ośrodków w Mandalay. Liczbę mnichów buddyjskich w Birmie szacuje się obecnie na ok. 300 tysięcy.