Młody Francuz, Vincent Humbert, przebywa w szpitalu w Berck-sur-Mer na północy kraju. We wrześniu 2000 r. uległ wypadkowi drogowemu, po którym przez 9 miesięcy był pogrążony w śpiączce. Dziś jest prawie całkowicie sparaliżowany, może się porozumiewać tylko za pomocą kciuka. Wszystkie me zmysły są upośledzone. Pozostał mi tylko słuch i inteligencja, co daje mi odrobinę pociechy. Poruszam lekko prawą ręką, dotykając kciukiem przy każdej właściwej literze alfabetu. Te litery tworzą słowa, a słowa łączą się w zdania - "napisał" w liście do prezydenta. List pełen bólu, przedrukowany przez jedną z popularnych gazet, wywołał we Francji - nienową zresztą - polemikę: czy nieuleczalnie chora osoba musi cierpieć bez końca wbrew swojej woli? Na początku grudnia, kiedy to ciężko chora matka byłego premiera Francji Lionela Jospina popełniła samobójstwo, bo nie chciała dłużej cierpieć, także dyskutowano na temat eutanazji. Według szefowej nadsekwańskiego Stowarzyszenia na rzecz prawa do godnej śmierci, kłopot polega na tym, że osoby sparaliżowane - tak jak ów 21-letni Francuz - często nie są w stanie same popełnić samobójstwa. Muszą wbrew obowiązującemu prawu poprosić kogoś o pomoc. Dlatego jej zdaniem trzeba zalegalizować eutanazję. Oczywiście rząd jest odmiennego zdania.