"Niektóre pary odkładają obecnie decyzję o dziecku o jeden czy dwa lata" - ocenia Harald Michel z Instytutu Demografii Stosowanej w Berlinie, cytowany w internetowym wydaniu tygodnika "Stern". Według najnowszych danych w 2008 roku w Niemczech urodziło się 675 tys. dzieci. To o 8 tys. - 1,1 proc. - mniej niż rok wcześniej i poniżej prognoz Federalnego Urzędu Statystycznego. Odnotowano także największą od powstania Republiki Federalnej Niemiec 60 lat temu różnicę pomiędzy liczbą zgonów a urodzin: w zeszłym roku zmarło 844 tys. osób, czyli o 169 tys. więcej, niż liczba dzieci, które przyszły na świat. Już w 2006 roku, kiedy to w Niemczech urodziło się najmniej dzieci od 1945 roku - ok. 673 tys. - eksperci alarmowali: trzy stulecia wystarczą, by społeczeństwo niemieckie znikło. To tylko dwanaście pokoleń! - wyliczał poczytny dziennik "Bild-Zeitung". Opublikowane tuż przed świętami wielkanocnymi dane zaskoczyły minister ds. rodziny Ursulę von der Leyen. Jeszcze w lutym, na podstawie statystyk z pierwszych trzech kwartałów ubiegłego roku zapowiadała, że drugi rok z rzędu należy się spodziewać wzrostu liczby urodzeń, co oznaczałoby sukces polityki prorodzinnej wielkiej koalicji. Załamanie nastąpiło jednak w ostatnim kwartale 2008 roku - przyznała teraz. To minister von der Leyen, polityk Unii Chrześcijańsko- Demokratycznej (CDU), matka siedmiorga dzieci, jest autorką kosztownych pomysłów, które miały odwrócić niekorzystne tendencje demograficzne w Niemczech, a szczególnie zachęcić pracujące kobiety, by nie rezygnowały z rodziny na rzecz kariery zawodowej. Od 1 stycznia 2007 roku z jej inicjatywy wprowadzono nowe zasiłki rodzicielskie, by zapewnić wsparcie rodzicom, decydującym się na przerwanie pracy zawodowej w celu opieki nad nowonarodzonym dzieckiem. Becikowe stanowi 67 procent dotychczasowej pensji netto matki lub ojca - nie więcej jednak niż 1800 euro miesięcznie - i może być wypłacane maksymalnie przez 14 miesięcy po urodzeniu się dziecka. Von der Leyen uparcie forsuje również propozycję zwiększenia liczby miejsc w żłobkach, wbrew krytyce konserwatywnych kół swojej partii i Kościoła, które zarzucały pani minister podważanie tradycyjnego modelu rodziny. Choć jej inicjatywy nie przyniosły na razie oczekiwanych rezultatów, jest ona pewna, że idą we właściwym kierunku. "Po prostu musimy być jeszcze lepsi" - mówiła w zeszłym tygodniu. Eksperci zwracają uwagę, że głównym celem polityki rodzinnej von der Leyen stało się nie wparcie finansowe rodzin, ale kobiet zawodowo czynnych. "Kto jednak zmieni swoje plany życiowe tylko z tego powodu, że przez rok dostawać będzie pieniądze?" - komentował dziennik "Die Welt". Według podanych w mijającym tygodniu danych instytutu badań gospodarczych RWI becikowe stanowi przede wszystkim wsparcie rodziców o niewielkich zarobkach i niepracujących; 46,9 proc. beneficjentów tego świadczenia otrzymuje najniższą kwotę - 300 euro. Zaledwie 4,4 proc. to matki bądź ojcowie o wysokich dochodach, którym przysługuje najwyższe becikowe - od 1500 do 1800 euro. Oznacza to, że kobiety wykształcone i dobrze zarabiające nadal "strajkują" - skomentował dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". I dodał: "to nie wróży dobrze na przyszłość".