Manifestanci próbowali dostać się do budynku parlamentu - relacjonuje Reuters. Policja w odpowiedzi po ostrzeżeniach użyła wobec tłumu gazu łzawiącego. Organizatorzy marszu ogłosili, że w proteście wzięło udział ponad milion osób. Jeśli te szacunki są prawdziwe, uczestniczył w nim jeden na siedmiu mieszkańców Hongkongu. Według danych hongkońskiej policji, w szczytowym momencie demonstrowało 240 tys. osób. Kontrowersje wzbudza możliwość transferu osób podejrzanych do Chin kontynentalnych. Wielu Hongkończyków nie ma zaufania do systemu prawnego na kontynencie, gdzie sądy uznają 99,9 proc. oskarżonych za winnych - podała publiczna stacja RTHK. Wielu obawia się również, że Pekin może wykorzystywać fałszywe zarzuty, by ścigać dysydentów i krytyków absolutnej władzy Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Obawy, że zmiany prawa ekstradycyjnego nadwyrężą praworządność i swobody obywatelskie w Hongkongu, wyrażały również USA, UE i zagraniczne grupy biznesowe w mieście. Ostatni brytyjski gubernator Hongkongu Chris Patten ocenił, że nowelizacja będzie "strasznym ciosem" dla "praworządności, dla stabilności i bezpieczeństwa Hongkongu, dla pozycji Hongkongu jako międzynarodowego hubu handlowego". Rząd Hongkongu twierdzi, że zmiany przepisów nie będą miały negatywnego wpływu na wolność wypowiedzi, zgromadzeń czy dyskursu akademickiego. Lokalne władze zapewniają, że nie będą przekazywały osób ściganych w związku z zarzutami politycznymi. Zdaniem rządu nowelizacja przewiduje również odpowiednie zabezpieczenia prawne, m.in. konieczność udzielenia przez stronę występującą o przekazanie podejrzanych gwarancji związanych z prawami człowieka. Projekt zmian w prawie ekstradycyjnym oceniany jest przez wielu komentatorów jako najnowszy przykład zacieśniania władzy Pekinu nad Hongkongiem oraz erozji autonomii i swobód obywatelskich tego regionu. Była brytyjska kolonia została przekazana Chinom w 1997 roku i od tego czasu jest specjalnym regionem administracyjnym ChRL, dysponującym teoretycznie szerokim zakresem autonomii.