Milinkiewicz przestrzega przed krytykowaniem niedawnej zapowiedzi zawieszenia unijnych sankcji wobec Łukaszenki i ponad 150 osób związanym z reżimem. Decyzja UE zapadła po uwolnieniu białoruskich więźniów politycznych. - Moim kolegom z opozycji mówię, że powinni lubić Białoruś bardziej, niż nienawidzić Łukaszenki. Niektórzy mówią, że to (zawieszenie sankcji) wspiera Łukaszenkę. Może i wspiera, ale kraj też wspiera. A kraj jest okropnie uzależniony ekonomicznie od Rosji. Teraz walczymy o niepodległość. To superważna rzecz, bo niepodległość można stracić w jedną noc - i gdy się ją straci, to nie będzie ani demokracji, ani praw człowieka - powiedział Milinkiewicz, który uczestniczył w kongresie centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej w Madrycie. Dodał, że "byłby bardzo zmartwiony, gdyby Unia zapomniała o tym, iż prawa człowieka na Białorusi nadal są naruszane oraz nie ma prawdziwych wyborów i zaczęła handlować i uprawiać Realpolitik" wobec Białorusi. "Porzebny jest uwarunkowany dialog" - Potrzebny jest uwarunkowany dialog. To powinno być zbliżenie krok po kroku, coś za coś. Ze społeczeństwem nie można by było tak postępować, ale z władzą tylko tak. Nie wierzę, że można wychować Łukaszenkę na demokratę. Nigdy nim nie będzie. Jednak jest on zainteresowany współpracą gospodarczą z Unią i trzeba z tego skorzystać - ocenił. Zdaniem Milikiewicza, przy obecnej władzy Białoruś nie ma jednak szans na prawdziwe zbliżenie z UE, bo taką szansę mogą stworzyć tylko władze wybrane demokratycznie. - Ale w tej bardzo skomplikowanej grze trzeba wygrać Białoruś. Trzeba wygrać z korzyścią dla kraju, Europy i dla obywatela, który nie chce emigrować, ale zostać w kraju - powiedział. Łukaszenką kieruje również jego strach przed Rosją - ocenia białoruski opozycjonista, lider Ruchu "O Wolność". - Dziś Łukaszenka bardzo boi się Rosji. Po raz pierwszy przeżywał tak wielki strach po inwazji w Gruzji (w 2008 r. ). Wtedy, mimo presji nie uznał dwóch separatystycznych republik (Osetii Południowej i Abhazji), teraz znów mamy taką sytuację w związku z konfliktem na wschodniej Ukrainie i też próbuje on być neutralny, choć to niełatwe - ocenił Milinkiewicz. "Moskwa próbuje zniszczyć dorobek administracji Łukaszenki" Jego zdaniem Moskwa ciągle próbuje zniszczyć "dorobek administracji Łukaszenki w kontaktach z Zachodem". Taką próbą jest zamiar utworzenia bazy rosyjskich sił powietrznych na Białorusi. - To oznaczać będzie jeszcze większą zależność od Rosji. Także dlatego Łukaszenka szuka możliwości współpracy z UE, by nie być tak zależnym od pieniędzy z Rosji - ocenił opozycyjny polityk. Przyznał, że niedawne wybory prezydenckie na Białorusi, po raz kolejny wygrane przez Łukaszenkę, pokazały też, jak bardzo reżimowi udało się "zniszczyć społeczeństwo obywatelskie". - Panuje wielkie zniechęcenie, ludzie nie wierzą ani w siebie, ani w opozycję, ani w Łukaszenkę. To niedobre, bo dziś konkurują ze sobą nie tylko gospodarki państw, ale i społeczeństwa. Nasze społeczeństwo jest bardzo słabo przygotowane na prawdziwy rynek. Jest nieźle wykształcone, ale słabe, jeśli chodzi o aktywność. Tego brakuje i to oznacza zniszczenie społeczeństwa, najokrutniejsze, co wyrządził reżim - powiedział Milinkiewicz, który był wspólnym kandydatem opozycji na prezydenta w wyborach w 2006 roku. 12 października szef MSZ Litwy Linas Linkeviczius potwierdził, że Unia Europejska szykuje się do zniesienia do końca miesiąca sankcji wobec prezydenta Łukaszenki i ok. 150 urzędników. Mają one być zniesione tymczasowo - na cztery miesiące. To odpowiedź na uwolnienie przez Łukaszenkę w sierpniu sześciu więźniów politycznych. Ostateczną decyzję uzależniano od przebiegu wyborów prezydenckich na Białorusi. UE wprowadziła sankcje wobec przedstawicieli władz w Mińsku, w tym Łukaszenki, w związku z fałszowaniem wyników wyborów prezydenckich w 2006 roku oraz represjami wobec opozycji na Białorusi. Obejmowały one zamrożenie aktywów i zakaz wjazdu na terytorium UE. Unia zawiesiła je w okresie ocieplenia stosunków między Brukselą a Mińskiem, ale po wyborach prezydenckich z 19 grudnia 2010 roku, rozbiciu opozycyjnej demonstracji w dniu głosowania i skazaniu jej uczestników, w tym byłych kandydatów opozycji, na pobyt w kolonii karnej sankcje wznowiono, a następnie rozszerzono. Choć listę osób objętych sankcjami od tego czasu skracano, nadal znajduje się na niej szef państwa i 174 inne osoby, m.in. szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna.