Poniedziałek minął pod znakiem polemiki po słowach byłego premiera, który w niedzielnym wywiadzie telewizyjnym zauważył, że podczas gdy za jego rządów w 2011 roku przybyło 4400 migrantów, w kolejnych latach przypłynęło ich ok. 630 tys. Spośród nich, dodał Berlusconi w swojej telewizji, 30 tys. ludzi to uchodźcy. 600 tys. zaś - jak stwierdził Berlusconi - nie ma prawa, by pozostać we Włoszech. Nazwał ich "bombą socjalną" i dodał, że gotowi są popełniać przestępstwa w kraju, do którego przybyli. W tle dyskusji o migrantach znalazły się sobotnie wydarzenia w mieście Macerata w regionie Marche, gdzie młody Włoch zaczął strzelać na ulicy do ciemnoskórych migrantów i zranił sześciu z nich. Wszyscy pochodzą z Afryki. Mężczyzna - jak wynika z ujawnionych zeznań - wytłumaczył śledczym, że chciał pomścić 18-latkę z Rzymu, zamordowaną także w Marche pod koniec stycznia przez nielegalnego imigranta z Nigerii, który poćwiartował następnie jej zwłoki. Sprawcy strzelaniny postawiono zarzut próby dokonania masakry na tle nienawiści rasowej. Atak 28-latka "zatruł" - jak podkreślają największe włoskie gazety - klimat kampanii wyborczej. Berlusconi ostro o imigrantach Berlusconi w kolejnych wywiadach kontynuuje wątek migracji. Przywódca Forza Italia i zarazem prowadzącej w sondażach koalicji ugrupowań centroprawicy oświadczył w telewizji RAI w poniedziałek, że rządząca centrolewica "nie potrafiła zatrzymać okupacji", jak określił napływ migrantów. "Musimy podjąć kroki. Unia Europejska powinna przekonać wszystkie państwa dobrobytu, by uruchomiły plan Marshalla dla krajów afrykańskich i Dalekiego Wschodu. Dzisiaj we Włoszech wśród wszystkich obywateli panuje poczucie braku bezpieczeństwa, które trzeba wziąć pod uwagę" - zauważył. "Mają miejsce rzeczy, popełniane przez nielegalnych imigrantów, którzy są u nas i którzy nie mają co jeść" - dodał, wskazując, że dlatego wkraczają do świata przestępczego. Były premier zwrócił też uwagę, że zadaniem dzielnicowych oraz wojska, a także zwykłych obywateli powinno być zidentyfikowanie nielegalnych imigrantów. "Potem statkami i samolotami odwieziemy ich do krajów pochodzenia" - zapowiedział. Berlusconi zaznaczył, że Włosi są "tolerancyjni i gościnni, ale obecnie pewna liczba cudzoziemców, którzy nie mają pracy, stała się siłą roboczą przestępczości zorganizowanej". Jak dodał, "co dwie minuty notuje się włamanie do domu". O konieczności odesłania migrantów przekonany jest także sojusznik Berlusconiego, lider antyimigranckiej Ligi Północnej Matteo Salvini. "Obecnie liczba przybywających migrantów jest wyższa niż odsyłanych. Z Salvinim w rządzie będzie odwrotnie" - zapewnił polityk, który deklaruje gotowość objęcia teki premiera, a przez Berlusconiego wskazywany jest jako kandydat na szefa MSW w razie zwycięstwa w wyborach. "W kwestii imigracji domagam się reguł. Obecność około 500 tys. imigrantów prowadzi oczywiście do chaosu" - wyjaśnił Salvini. - Jeśli nie będzie się nikogo odsyłać, trzeba będzie 30 lat, by powrócić do normalności". "Propozycje Salviniego przypominają idee Trumpa" Zdaniem szefa Ligi Północnej "każdy normalny Włoch chce, aby istniały normalne reguły" w kwestii migracji. Odnosząc się do tych słów, kandydat centroprawicy na stanowisko przewodniczącego władz Lombardii Attilio Fontana z Ligi oświadczył, że z samego tego regionu należy wydalić 100 tys. nielegalnych imigrantów. Stanowisko Ligi Północnej skrytykował przewodniczący Senatu Pietro Grasso, stojący na czele nowego ugrupowania centrolewicy Wolni i Równi. "Propozycje Salviniego w sprawie imigracji przypominają mi idee masowych deportacji (prezydenta USA Donalda) Trumpa, które zostały potem zablokowane przez sędziów" - ocenił Grasso. Głos w dyskusji zabrał też przywódca rządzącej centrolewicowej Partii Demokratycznej, były premier Matteo Renzi. Komentując słowa Berlusconiego o migrantach jako "bombie socjalnej", stwierdził, że to jego centroprawicowy rząd podpisał traktat z Dublina o przyjmowaniu migrantów. "Jeśli do Włoch przypływają migranci, to dlatego że ktoś rozpętał wojnę w Libii, a prezesem Rady Ministrów był wówczas Berlusconi" - dodał Renzi, odnosząc się do międzynarodowej interwencji zbrojnej w tym afrykańskim kraju w 2011 r. z udziałem włoskich sił po upadku reżimu Muammara Kadafiego. Także jeden z liderów Ruchu Pięciu Gwiazd i jego kandydat na premiera, Luigi Di Maio, zarzucił Berlusconiemu brak pamięci i odpowiedzialność za falę migracji. "Imigracyjną 'bombę socjalną' zbudował Berlusconi, bombardując Libię" - oświadczył Di Maio. Na swoim profilu zamieścił nagranie rozmowy z premierem we francuskiej telewizji, w którym zachęcał on imigrantów, by przybywali do Włoch. Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)