Reklama

Mieszkańcy Lörrach muszą zwolnić swoje lokale dla uchodźców

Kilkudziesięciu najemców ma opuścić mieszkania w Lörrach na południu Niemiec, bo miasto chce przeznaczyć lokale dla prawie 100 uchodźców z Ukrainy. Sprawa budzi wiele kontrowersji i emocji, ale w tym przypadku wszystkiemu winny jest cały system - relacjonuje Tomasz Lejman, korespondent Interii w Niemczech.

O przyjmowaniu uchodźców w Niemczech decyduje rząd, z kolei samorządy muszą zadbać o ich zakwaterowanie. Lokalni urzędnicy z Lörrach z automatu wysłali pisma do najemców, informując ich o wymówieniu umów najmu. Wystraszeni ludzie wpadli w panikę i w przypływie emocji wywołali dyskusję o tym, że uchodźcy zabierają im mieszkania, bo państwo bardziej dba o tych, którzy przejeżdżają do Niemiec

Reklama

Chaos informacyjny

Polityka informacyjna w przypadku Lörrach była i jest fatalna, bo mieszkańcy zajmowanych budynków dostali tylko pisma, w których mogli przeczytać, że ich dotychczasowe umowy zostaną rozwiązane oraz że otrzymają wkrótce nowe oferty. Nikt im nie podał żadnych konkretów, więc wybuchła panika i chaos. Mieszkańcy zaczęli spekulować, że ich nowe mieszkania będą zapewne drogie, a państwo bardziej dba o uchodźców niż o własnych obywateli. W internecie zawrzało. 

Dopiero, gdy o problemie zaczęły pisać i mówić wszystkie media, lokalne władze zapewniły, że nowe mieszkania będą w podobnej cenie, a lokatorzy otrzymają wsparcie finansowe na przeprowadzkę. Burmistrz miasta przyznał, że same domy i tak w perspektywie kilku lat mają zostać wyburzone, więc mieszkańców już teraz można przenieść do nowych budynków, a do czasu wyburzenia bloków mogą zamieszkać tam ukraińscy uchodźcy. Tyle, że ta wypowiedź z ust burmistrza padła za późno. W mediach społecznościowych krążyło już pismo spółdzielni, która zapowiedziała wypowiedzenie umów mieszkańcom, bez podania konkretów.

Rządowy program wkrótce się zakończy

Sam pomysł samorządowców o tym, by ukraińskich uchodźców lokować w mieszkaniach, a nie w halach i kontenerach, jest jak najbardziej słuszny. Ale zabrakło mądrej koncepcji, jak zrealizować ten projekt, by nie wywołać wielkich emocji wśród mieszkańców. Ale i same miasta są zakładnikami pewnego systemu, który tworzony był w Berlinie. Bo to na samorządy zrzucono cały problem, nie dając im wystarczających budżetów. 

Finansowane przez rząd "tymczasowe zakwaterowanie" kończy się po pół roku, po czym miasta i gminy są muszą radzić sobie same. Już od dłuższego czasu trwa spór pomiędzy samorządami a rządem w Berlinie. Lokalne władze domagają się dodatkowych środków na utrzymanie uchodźców. Kłótnia trwa na dobre. Rząd federalny odrzuca kolejne zastrzyki finansowe, zrzucając odpowiedzialność na poszczególne kraje związkowe.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Niemcy | uchodźcy | Ukraina | Wojna w Ukrainie 2022

Reklama

Reklama

Reklama