Lokale wyborcze są otwarte od godz. 8 do godz. 18. Uprawnione do głosowania są 2,48 mln mieszkańców Berlina. O 130 miejsc w regionalnym parlamencie ubiega się 652 kandydatów z 21 partii. Sondaże sugerują, że najbardziej prawdopodobne jest powstanie po wyborach koalicji socjaldemokratów z Zielonymi i Lewicą. Wszystkie partie reprezentowane obecnie w berlińskim parlamencie z niepokojem spoglądają na rosnące słupki poparcia dla prawicowej, antyislamskiej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Dwa tygodnie temu, w Meklemburgii-Pomorzu Przednim AfD zdobyła 20,8 proc. głosów i wyprzedziła CDU. Ten z punktu widzenia partii Angeli Merkel czarny scenariusz raczej nie powtórzy się w Berlinie; z sondaży wynika że "prawicowi populiści" - jak nazywają AfD niemieckie media - mogą liczyć maksymalnie na 15 proc. głosów. Chrześcijańscy demokraci mogą spodziewać się od 17 do 19 proc. głosów, podobnie jak Zieloni. Liderem w sondażach jest SPD, na którą chcą głosować od 21 do 24 proc. wyborców. Pięć lat temu socjaldemokratów poparło ponad 28 proc. głosujących. Urzędujący nadburmistrz Michael Mueller pozostanie najprawdopodobniej na stanowisku. Socjaldemokrata wprowadził się do berlińskiego ratusza dopiero dwa lata temu zastępując niezwykle popularnego Klausa Wowereita, autora wyznania "jestem gejem i to dobrze" oraz sentencji "Berlin jest biedny, lecz jest seksowny". W przeciwieństwie do swojego poprzednika, 51-letni Mueller uważany jest za polityka pozbawionego charyzmy, stroniącego od rozrywkowych imprez i bezbarwnego, natomiast solidnego i pracowitego. Kampania wyborcza przebiegała pod znakiem krytyki pod adresem AfD. "Bardzo się martwię tym, że znów budzi się potwór, potwór nacjonalizmu. W Izbie Deputowanych nie ma miejsca dla AfD" - mówił szef MSZ, socjaldemokrata Frank-Walter Steinmeier na wiecu swojej partii w piątek. Mueller ostrzegł na swojej stronie internetowej przed "renesansem nazistów". Jedynka na listach CDU - minister spraw wewnętrznych Berlina Frank Henkel powiedział na wiecu kończącym kampanię przedwyborczą, że "nie będzie tolerował partii, która ma w swoich szeregach rasistów". Jednym z najważniejszych tematów kampanii jest bezpieczeństwo. CDU domaga się zaostrzenia przepisów, w tym wprowadzenia zakazu noszenia burki oraz zlikwidowania podwójnego obywatelstwa dla dzieci imigrantów urodzonych w Niemczech. SPD sprzeciwia się tym pomysłom. Zdaniem socjaldemokratów władze miasta powinny zająć się przede wszystkim integracją uchodźców. W zeszłym roku do stolicy Niemiec przyjechało blisko 80 tys. imigrantów z zamiarem ubiegania się o azyl. Część z nich rozlokowano w halach sportowych i salach gimnastycznych, co wywołało protesty mieszkańców. Jeszcze dalej idącego zaostrzenia przepisów domaga się natomiast AfD. Jej szef w Berlinie - były pułkownik Bundeswehry Georg Pazderski chce ograniczyć świadczenia dla uchodźców, a osoby, którym odmówiono azylu, natychmiast odsyłać z kraju. AfD zabiega o wyborców pochodzenia rosyjskiego i polskiego, licząc na to, że niechęć do islamu i konserwatywne poglądy skłonią ich do poparcia prawicowej partii. Z arytmetyki wyborczej wynika, że AfD nie ma żadnych szans na udział w rządzie. Prawicowa partia może natomiast zdobyć stanowiska radnych w niektórych dzielnicach Berlina, co wiąże się z dostępem do decyzji politycznych i funduszy. Innym ważnym tematem jest brak mieszkań i skokowo rosnący czynsz. O konieczności budowy mieszkań socjalnych mówią wszystkie ubiegające się o mandaty partie. Do parlamentu nie dostaną się zapewne Piraci. Prawdopodobny jest natomiast powrót liberalnej FDP. Szefowa komisji wyborczej Petra Michaelis-Merzbach poinformowała, że aż 21 proc. uprawnionych do głosowania pobrało karty do głosowania za pośrednictwem poczty. To rekord i sygnał, że frekwencja wyborcza może być bardzo wysoka - oświadczyła. Z Berlina Jacek Lepiarz