Mieszkańcy Chin podpisali petycję z żądaniem, by panda została zwrócona Pekinowi jak najszybciej. Chińska delegacja ma sprawdzić, jak przedstawia się stan zdrowia zwierzęcia. Tak oto opinia międzynarodowego chińskiego programu hodowli pand w ogrodach zoologicznych, która miała być symbolem lepszych stosunków z Zachodem, teraz jest elementem pogarszających się stosunków politycznych. A one pogarszają się od dawna. Mamy pandę i nie zawahamy się jej użyć Amerykanie nie wysłali na Zimowe Igrzyska Olimpijskie do Pekinu dyplomatów w ramach protestu przeciwko temu, jak w Chinach jest traktowana mniejszość Ujgurów, a także ze względu na chińskie zapędy w celu zagarnięcia Tajwanu oraz próby likwidacji demokracji w Hong Kongu. Gdy kongresmenka Nancy Mace uznała, że Chiny wykorzystują pandy, żeby podbudować swój wizerunek i odwrócić uwagę od oskarżeń o autorytaryzm, chińskie media państwowe, które są traktowane jako rzecznik rządu w Pekinie, oświadczyły, że "zafałszowanie uroczego wizerunku pand pokazuje, że w polityce antychińskiej Amerykanom skończyły się już pomysły na atakowanie Chin". Pikanterii tej historii dodaje jeszcze sprawa samca Le Le, który przyjechał do Memphis 20 lat temu z Ya Ya, ale zmarł we śnie 1 lutego w wieku 24 lat. Dyrekcja zoo twierdzi, że nie chorował, Chińczycy doszukują się zaniedbań i wysyłają swoich lekarzy, którzy mają przeprowadzić badania. Bądźcie mili, a dostaniecie pandę Chcecie pandę? Bądźcie dla nas mili. Tak można scharakteryzować ten element chińskiej polityki zagranicznej. Pandy są w dyplomacji wykorzystywane bezwzględnie i mają ocieplić stosunki Pekinu z innymi stolicami. Misie panda (choć, formalnie rzecz ujmując, są głosy, że mogą być z rodziny szopowatych, mimo że część ekspertów twardo twierdzi, że to niedźwiedziowate) są elementem chińskiej polityki od lat 50. Nie wytykajcie nam, że jesteśmy krajem autorytarnym, które nie przestrzega praw człowieka, a wypożyczymy pandy - sugerują Chińczycy, gdy negocjują zasady podróży tych zwierząt za granicę. W Europie pandy trafiły między innymi do zoo w Edynburgu, Wiedniu i Madrycie. - Wystarczy, że któraś stolica wspomni oficjalnie, że Tajwan to suwerenny kraj i nie zgodzi się z chińskimi władzami, które twierdzą, że to zbuntowana prowincja, i już kończy się miłość, koniec z pandami. Tam już nie polecą - mówi Sylwia Czubkowska, autorka książki "Chińczycy trzymają nas mocno". Przez kilka lat Praga zabiegała o pandy w swoim zoo, nawet padła już obietnica, że przyjedzie para, ale zmieniły się władze samorządowe i rada miasta zaczęła dopytywać o korzyści. Rozmowy skończyły się natychmiast. - Czechy więc zaczęły nawiązywać kontakty z Tajwanem i zamiast pand w zoo w Pradze pojawiły się łuskowce, też bardzo rzadkie zwierzęta, które są z kolei symbolem Tajwan. Tak oto zmiana polityczna w Czechach przyczyniła się do zmiany zwierzaków w ogrodzie zoologicznym. Był też czas, gdy Pekin chciał ocieplić relacje z Tajwanem i posłał do Tajpej pandy, ale kiedy zmarła jedna z nich w ubiegłym roku, to bęcki dostała prezydent wyspy za to, że wysłała kondolencje po śmieci psa Bidena, a nie wysłała ich po śmierci pandy do Pekinu. Więc nawet takie drobiazgi mogą urosnąć do rangi skandalu międzynarodowego - dodaje Sylwia Czubkowska. Sprytna dyplomacja przy użyciu pand Chiny zaczęły wypożyczać pandy w latach 70. Para tych zwierząt kosztuje między 500 a ponad milion dolarów rocznie. I tak pandy, które są gatunkiem zagrożonym - jest ich na wolności ok. 1800 - znajdują się w 20 państwach świata. Pandy są własnością rządu Chin. Nawet jeśli za granicą w zoo urodzi się panda, to trzeba ją oddać Chinom. Mimo tego stolice walczą, przymilają się do Pekinu i puszczają oko, by tylko te zwierzęta dostać. Marzenia o pandach w Polsce O pandach w Polsce zamarzył sobie prezydent Zamościa. Szybko przekonał się jednak, jak twarde reguły rządzą tym procederem. Pandy miały być prezentem na stulecie odzyskania naszej niepodległości. - W rozmowy nawet włączyli się politycy PiS. Pandy były obiecane, wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, władze chciały dobrych stosunków z Chinami, ale jak przyszło co do czego, to okazało się, że trzeba zapłacić 1,5 mln dolarów rocznie za wypożyczenie jednej albo nie ma tematu. To dużo jak na tak małe zoo. Prezentu nie było - mówi Sylwia Czubkowska. Natomiast po drugiej stronie oceanu historia kończy się niesmakiem. Termin wypożyczenia pand do zoo w Memphis upływa w kwietniu, wiec chińskie protesty i żądania, by zwrócić zwierzę, skróciłyby zaledwie o dwa miesiące 20-letni termin wypożyczenia zwierząt. Ale tak właśnie wyglądają kuksańce w dyplomacji.