Prezydent Dmitrij Miedwiediew polecił prezesowi Gazpromu Aleksiejowi Millerowi, aby ten wyegzekwował od Ukrainy 2,4 mld dolarów długu za dostawy gazu ziemnego z Rosji. - Z długiem Ukrainy trzeba się ostatecznie określić; wyegzekwować go - albo w trybie dobrowolnym, albo przymusowym - oświadczył Miedwiediew na spotkaniu z Millerem na Kremlu. - Są to duże pieniądze dla każdego państwa i każdego koncernu, w tym Gazpromu - podkreślił rosyjski prezydent. Miedwiediew zauważył, że podczas październikowej wizyty premier Ukrainy Julii Tymoszenko w Moskwie uzgodniono, że "pieniądze te zostaną zwrócone w ustalonym trybie". - Proszę o raport, gdzie są pieniądze - powiedział prezydent. Szef Gazpromu przyznał, że "dług jest astronomiczny", a "pytanie, gdzie są pieniądze - uzasadnione". - Nie dostrzegamy żadnego postępu w stosunkach ze stroną ukraińską. Nie mamy pewności, że zobaczymy te pieniądze - dodał Miller. Miedwiediew oznajmił, że w tej sytuacji należy użyć wszelkich środków perswazji, które są możliwe w ramach stosunków rosyjsko- ukraińskich - zarówno kontraktowych, jak i administracyjnych. Rozmowę prezydenta z prezesem Gazpromu szczegółowo zrelacjonowały rosyjskie stacje telewizyjne i agencje informacyjne. Nie podały jednak, kiedy i jak powstało to zadłużenie. O roszczeniu rosyjskiego koncernu wobec Ukrainy jako pierwszy wspomniał w środę dziennik "Kommiersant". Według gazety, Gazprom proponuje, by ukraiński Naftohaz zwrócił mu zaległe należności za gaz, nie pobierając opłaty za tranzyt surowca przez Ukrainę na Zachód w ciągu następnych 14 miesięcy. Naftohaz zaprzeczył, jakoby był zadłużony wobec Gazpromu. Wiceprezes ukraińskiego koncernu Wołodymyr Trikolicz przyznał zarazem, że Naftohaz ma zadłużenie wynikające z rozliczeń z pośrednikiem w handlu gazem między Rosją a Ukrainą - spółką RosUkrEnergo (RUE), należącą do Gazpromu i ukraińskiego biznesmena Dmytra Firtasza. Trikolicz oszacował dług na 1,27 mld dolarów. Zapewnił też, że zadłużenie to jest stopniowo spłacane, a kolejne raty wpływają na konta RUE regularnie co miesiąc. Podobne spory między Rosją i Ukrainą doprowadzały w przeszłości do przykręcania przez Moskwę kurka z gazem dla Kijowa, co odbijało się na dostawach paliwa do Europy. Jak twierdzi niemiecki "Handelsblatt", zachodni partnerzy Gazpromu, m.in. koncern BASF, już kilka tygodni temu zostali poinformowani, że tej zimy może powtórzyć się scenariusz z 2006 roku, kiedy to rosyjski monopolista po raz pierwszy wstrzymał dostawy gazu na Ukrainę. Powołując się na zachodnich dyplomatów w Kijowie, gazeta nie wyklucza, że Moskwa próbuje w ten sposób wywrzeć wpływ na wyniki zapowiedzianych przedterminowych wyborów parlamentarnych na Ukrainie. Naftohaz i Gazprom prowadzą obecnie rozmowy na temat dostaw gazu dla Ukrainy na przyszły rok. Obie firmy chcą handlować błękitnym paliwem bez pośredników, czyli bez spółki RUE. Rosyjskie media odnotowały, że po negocjacjach, które odbyły się niedawno w Moskwie pod przewodnictwem szefów obu koncernów - Millera i Ołeha Dubiny, żadna ze stron nie wspomniała o istnieniu ukraińskiego długu. Po rozmowie z Miedwiediewiem Miller powtórzył na spotkaniu z dziennikarzami, że w 2009 roku cena gazu dla Ukrainy będzie urynkowiona i może wzrosnąć ponad dwukrotnie - ze 180 dolarów do 400 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Gdy w czerwcu po raz pierwszy podał tę informację, tłumaczył, że do takiej podwyżki dojdzie, jeśli Rosja będzie musiała płacić więcej za gaz, który kupuje w krajach środkowej Azji.