Silny posterunek rosyjski w Igoeti, parę kilometrów przed miastem, na rozwidleniu dróg prowadzących w prawo do Osetii Południowej, a w lewo do Gori, zawracał samochody z dziennikarzami, którzy próbowali dotrzeć tu ze stolicy Gruzji. Posterunek wypuszczał jednak pojazdy jadące w przeciwnym kierunku. Ostatni uciekinierzy z Gori i ludność z okolicznych wsi ewakuowali się tędy do godzin wieczornych. Prawie wszyscy opowiadają, że Rosjanie są w mieście i okolicy, niszcząc gruzińskie obiekty wojskowe. Podobno wysadzili w Gori koszary gruzińskiej brygady artylerii. Więcej na ten temat w INTERIA.TV Samo niegdyś 30-tysięczne Gori stało się miastem zamkniętym. Radio gruzińskie twierdzi, że prawdopodobnie Rosja tworząc "strefę buforową" interpretuje w ten sposób porozumienie o zawieszeniu broni, wynegocjowane przez prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego w Moskwie. Uciekinierzy są ogarnięci paniką i zrezygnowani. Jadąca rozpadającą się ładą z trójką dzieci uciekinierka ze wsi Garejwari pod Gori mówi: - Rosjanie i Osetyjczycy mszczą się na Gruzinach za nasz atak na Cchinwali (stolicę Osetii Płd.) i rabują, co popadnie. Zajęcie przez Rosjan Gori praktycznie dzieli Gruzję na dwie części, ponieważ tu, głęboką doliną przebiega jedyna szosa łącząca wschodnią i zachodnią część kraju. Wojsko gruzińskie zostało w środę przesunięte w kierunku Gori. Skierowano tam kilkadziesiąt samochodów Ural z piechotą i kilka czołgów. - Do ochrony granicy - jak twierdzi podporucznik policji o imieniu Georgij, dowodzący jedną z blokad ustanowionych zaraz za rogatkami Tbilisi ok. godziny 15.00. Gdy wracaliśmy w środę wieczorem do stolicy, ruch na szosie prowadzącej do Gori był nadal zamknięty.