Oznacza to mniej więcej podwojenie dotychczasowych funduszy, które MFW mógł przeznaczyć na zbudowanie zapory ogniowej wokół krajów strefy euro pogrążonych w kryzysie zadłużeniowym chociaż dyrektor MFW, Christine Lagarde, liczyła jeszcze w styczniu na 600 mld dolarów. Komentuje się to, jako wyraz poparcia dla starań Unii Europejskiej na rzecz wyjścia z kryzysu, chociaż są one jednocześnie szeroko krytykowane, jako spóźnione lub niewystarczające. Do 430-miliardowej puli pożyczek dla MFW dołożyły się kraje także spoza strefy euro, a nawet spoza Europy, m.in. Japonia, Rosja, Australia, Wielka Brytania i Korea Południowa. W piątek zebrano deklaracje wpłat na łączną sumę 41 mld dolarów. Polska obiecała wcześniej wpłacić 8 miliardów dolarów. Do pakietu nie dołożyły się Stany Zjednoczone argumentując, że sama Europa powinna przyczynić się do rozwiązania swojego kryzysu. Uważa się, że administracja prezydenta Obamy nie chciała ryzykować finansowego zaangażowania w obliczu trudnej sytuacji budżetowej kraju i tegorocznych wyborów prezydenckich. Również niektóre duże kraje rozwijające się, jak Brazylia, odmówiły na razie złożenia konkretnych deklaracji wpłat, domagając się zwiększenia swoich wpływów w MFW. Obecny system głosowania zapewnia większą się głosów USA i państw zachodnioeuropejskich. Kraje rozwijające domagają się gwarancji, że ich wpłaty na fundusz kryzysowy zaowocują również zwiększeniem ich wpływu na decyzje MFW. We wspólnym oświadczeniu ministrowie finansów i szefowie banków centralnych krajów G-20 stwierdzili, że światowa gospodarka przechodzi proces powolnego dochodzenia do siebie po recesji, ale nadal istnieje zagrożenie zahamowania wzrostu.