Do tragedii doszło w czeskiej miejscowości Zděchov. 34-latek trzymał w specjalnych klatkach na tyłach domu dwa lwy - samca i ciężarną samicę. Jak podaje BBC, ciało hodowcy odnalazł jego ojciec. Klatka była zamknięta od wewnątrz. Funkcjonariusze musieli zastrzelić zwierzęta, aby móc dostać się do środka. - Było to absolutnie konieczne, inaczej nie wyciągnęlibyśmy ciała mężczyzny - powiedział przedstawiciel lokalnej policji. Hobby mężczyzny wzbudzało strach wśród sąsiadów. Lwa kupił w 2016 roku, lwicę rok później. Trzymał zwierzęta w zbudowanych własnoręcznie zagrodach, na tyłach domu. Już wcześniej był karany grzywną za prowadzenie nielegalnej hodowli. Sytuacja była jednak patowa, ponieważ 34-latek nie wpuszczał nikogo, zwłaszcza przedstawicieli prawa, na teren swojej posiadłości. Nie było też dowodów na to, żeby znęcał się nad lwami, tym bardziej nie podjęto decyzji o odebraniu mu zwierząt. Z lwem na smyczy W ubiegłe wakacje mężczyzna trafił na pierwsze strony gazet po tym, jak pewien rowerzysta uderzył w lwa, którego mężczyzna wyprowadzał na smyczy. Po interwencji policji to "spotkanie" zakwalifikowano jako... wypadek drogowy.- Dzisiejsza tragedia rozwiązała kilkuletni problem - podsumował ostro burmistrz Zdechova. Opracowanie: Katarzyna Staszko