Merkel dawno nie była tak roześmiana i radosna, jak na początku pierwszego po wygranych wyborach spotkania z dziennikarzami w poniedziałek w Berlinie. Sympatycy CDU przywitali swoją szefową w siedzibie partii w południe głośnymi okrzykami; bądź co bądź chrześcijańscy demokraci uzyskali w niedzielę najlepszy wynik od ponad 20 lat, zdobywając 41,5 proc. głosów. Do absolutnej większości w parlamencie zabrakło im jedynie pięciu mandatów. Jednak wyraz twarzy pani kanclerz i ton jej odpowiedzi bardzo szybko stał się poważny, tak jak problemy, przed którymi stanęła po wyborach szefowa rządu. Ponieważ jej dotychczasowy partner, liberalna FDP, nie przekroczył progu wyborczego i znajdzie się poza parlamentem, niemożliwa stała się kontynuacja dotychczasowej koalicji CDU/CSU-FDP, rządzącej Niemcami w minionych czterech latach. "Merkel szuka nowego partnera" - piszą niemieckie gazety. Jak ujawniła szefowa rządu, pierwszy telefon z propozycją podjęcia rozmów wykonała w poniedziałek do największej partii opozycyjnej - SPD. "Niemcom potrzebny jest silny rząd" - argumentowała. Jednak szef SPD, Sigmar Gabriel, nie wykazał na razie zainteresowania, tłumacząc, że decyzję o dalszych krokach socjaldemokratów podejmie zbierający się w najbliższy piątek konwent partii. "To zrozumiałe, że gremia kierownicze partii mają pierwszeństwo" - mówiła Merkel na konferencji prasowej, bagatelizując fakt, że na razie dostała kosza. Odpowiadając na pytania dziennikarzy, Merkel nie wykluczyła też rozmów z partią Zielonych. Zdecydowanie odżegnała się natomiast od gabinetu mniejszościowego w przypadku, gdyby nie udało utworzyć się koalicji. Powtórzyła, że jej celem jest stworzenie silnego rządu, co jest ważne także dla Unii Europejskiej. Na zorganizowanej wkrótce potem konferencji SPD socjaldemokraci demonstrowali pewność siebie przystającą właściwie zwycięzcom. - Tak, pani Merkel próbowała koło godz. 9 nawiązać ze mną kontakt; do rozmowy doszło koło południa - wyjaśniał z nonszalancją Gabriel. Na pytanie, czy rano zajęty, czy też po prostu zbył Merkel, nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi. Gabriel i Peer Steinbrueck, do niedawna kandydat SPD na kanclerza, sprawiali wrażenie, jakby nie zależało im na koalicji. "SPD nie będzie się narzucała" - powiedział Steinbrueck. Gabriel powtórzył kilkakrotnie, że nie istnieje żaden automatyzm, prowadzący do "wielkiej koalicji" chadeków i socjaldemokratów. Zaznaczył, że zależy mu przede wszystkim na realizacji programu SPD, a nie "taktycznych gierkach". "Piłka jest na boisku Merkel" - mówili socjaldemokraci, tłumacząc, że oczekują propozycji. SPD ma duży żal do Merkel za nazwanie partii w kampanii wyborczej "niesolidnej w sprawach europejskich". Steinbrueck nazwał wypowiedź kanclerz "spaleniem mostów". Pozorny brak zainteresowania jest następstwem złych doświadczeń, ale też i doraźnej taktyki - twierdzą niemieckie media. SPD była partnerem CDU w latach 2005 - 2009, w koalicyjnym rządzie Merkel, bardzo pozytywnie ocenianym przez mieszkańców Niemiec. Na tej współpracy skorzystała jednak tylko CDU. W wyborach w 2009 roku SPD uzyskała najgorszy wynik w swej powojennej historii - 23 proc. Teraz większość wyborców też chciałaby współpracy obu największych niemieckich ugrupowań. Takie wyjście uważa za najlepsze również UE i wiele innych państw. SPD zdaje sobie sprawę z presji odczuwanej przez CDU i chce wykorzystać ten fakt do podbicia ceny za zgodę na koalicję. Część komentatorów spekuluje, że SPD może pozostać w koalicji z CDU przez dwa lata, po czym wyjść z niej "z hukiem" i przestawić się na lewicową większość wraz z Zielonymi i lewicą. Taka większość istnieje w parlamencie już dzisiaj, jednak SPD wykluczyła przed wyborami współpracę z postkomunistami. Osłabieni Zieloni (tylko 8,4 proc.) sugerują, że nie odmówiliby zaproszeniu do rozmów. "Jesteśmy gotowi, lecz oczywiście najważniejszy jest nasz program" - powiedziała szefowa Zielonych Claudia Roth. Ale taka koalicja nie byłaby w stanie funkcjonować - pisze "Der Spiegel", wskazując na duże różnice programowe. Merkel nie chciała podać żadnych ram czasowych negocjacji koalicyjnych. Prawo nie przewiduje żadnych ograniczeń - powiedziała, zaznaczając, że "solidność jest ważniejsza od szybkości". Konstytucja nakazuje jedynie, że Bundestag musi zebrać się na pierwszym posiedzeniu w ciągu miesiąca od wyborów. Do czasu utworzenia nowego rządu stary gabinet Merkel pozostaje u władzy.