"Wszyscy chcemy, by nam się powiodło (...) Ale przed nami jeszcze dużo pracy" - powiedziała Merkel na konferencji prasowej po spotkaniu z szefami rządów krajów związkowych, starając się pogodzić ich odmienne wyobrażenia na temat przebiegu niemieckiej rewolucji energetycznej, która rok po jej ogłoszeniu tkwi w martwym punkcie. "Zaopatrzenie w energię elektryczną musi być pewne, przyjazne dla środowiska, ale też mieć przystępną cenę" - dodała kanclerz. Zapowiedziała, że co pół roku odbywać się będzie "szczyt energetyczny" z udziałem premierów krajów związkowych Niemiec, poświęcony postępom we wdrażaniu planów energetycznych, jak również problemom, wymagającym rozwiązania. Do końca roku Niemcy chcą również wypracować plan budowy 4 tys. km nowych sieci przesyłowych, co - według ministra gospodarki Philippa Roeslera - jest kluczem do sukcesu niemieckiej rewolucji energetycznej. Zamierzenia dotyczące rozbudowy sieci mają się zazębiać z planami budowy nowych elektrowni. "Wszyscy musimy się zmobilizować: politycy, gospodarka, jak i społeczeństwo" - ocenił premier landu Szlezwik-Holsztyn Peter Harry Carstensen. Przed rokiem, po katastrofie w japońskiej elektrowni jądrowej Fukushima, rząd Merkel dokonał zwrotu w swej polityce energetycznej, zapowiadając stopniowe wyłączenie 17 elektrowni atomowych do 2022 roku oraz szybszy rozwój energetyki opartej na źródłach odnawialnych. Plany te, nazwane "rewolucją" bądź "przełomem" energetycznym (niem. Energiewende), są jednym z najważniejszych zamierzeń Niemiec na najbliższe dziesięciolecia. Jednak ich realizacja jak dotąd kuleje, a przedstawiciele niemieckiej gospodarki i eksperci ostrzegają przed konsekwencjami niepowodzenia. "Rewolucja energetyczna utknęła w martwym punkcie, jeszcze zanim się rozpoczęła. Politykom brakuje zdecydowania, a przemysłowi zachęt, by inwestować miliardy w rozbudowę infrastruktury" - napisał w najnowszym wydaniu niemiecki tygodnik "Der Spiegel", ostrzegając, że koszty mogą ponieść konsumenci. Jednym z głównych problemów są różne interesy niemieckich krajów związkowych. Północnoniemieckie landy, jak Dolna Saksonia czy Szlezwik-Holsztyn domagają się wsparcia dla inwestycji w parki wiatrowe. Położona na południu Bawaria chce budować elektrownie gazowe, a wschodnioniemiecka Brandenburgia stawia na energię słoneczną. Brakuje sieci, by przesyłać prąd z północy na południe, brakuje zasobników dla magazynowania energii oraz elektrowni - wylicza "Spiegel". Koszty rozbudowy infrastruktury szacowane są na ponad 150 mld euro w najbliższej dekadzie. Zaniepokojony tym bałaganem premier Bawarii Horst Seehofer ostrzegł w wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung", że jego land zacznie prowadzić politykę energetyczną na własną rękę i stworzy własny bawarski zakład energetyczny. Rozwiązanie tych problemów będzie zadaniem nowego ministra środowiska Petera Altmeiera, który we wtorek przejął resort od odwołanego w zeszłym tygodniu Norberta Roettgena. "Mam wrażenie, że może nam się udać. Wszyscy jesteśmy świadomi spoczywającej na nas odpowiedzialności" - powiedział w środę Altmeier.