Zdaniem Merkel przywódca Libii "w zasadzie wypowiedział wojnę własnemu narodowi". Pani kanclerz zagroziła, że jeśli represje wobec demonstrujących mieszkańców tego kraju nie ustaną, Berlin rozważy inne środki nacisku, w tym sankcje. - Informacje nadchodzące z Libii są bardzo niepokojące. Zdecydowanie żądamy od libijskiego rządu, by natychmiast i konsekwentnie zaprzestał używania przemocy wobec własnych obywateli. Jeśli przemoc nie ustanie, Niemcy podejmą starania, aby wykorzystano wszelkie możliwości wywarcia presji na Libię, w tym również będziemy rozmawiać o sankcjach - powiedziała na konferencji prasowej w Berlinie po rozmowach z premierem Grecji Jeorjosem Papandreu. Dodała, że Niemcy podejmują działania na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa swoim obywatelom przebywającym w Libii. Przemoc wobec demonstrantów w Libii potępił również Papandreu. We wtorkowym przemówieniu do narodu Kadafi zagroził represjami podobnymi do tych z Placu Tiananmen i zapewnił, że pozostanie w Libii jako "przywódca rewolucji". Zapowiadając walkę "do ostatniej kropli" krwi, wezwał armię i policję do ponownego przejęcia kontroli nad sytuacją, grożąc wszystkim uzbrojonym manifestantom karą śmierci. Protesty przeciwko reżimowi Kadafiego, który rządzi Libią od 42 lat, rozpoczęły się tydzień temu na wschodzie kraju, m.in. w Bengazi. Następnie gwałtowne zamieszki objęły Trypolis. Przeciwko demonstrującym brutalnie wystąpiły siły bezpieczeństwa i wojsko. Telewizja Al-Dżazira mówiła nawet o 250 zabitych.