- To, co obecnie zarysowuje się, oznacza raczej kres wszystkich złudzeń, że lobby wypędzonych będzie miało decydujący głos na powstanie miejsca pamięci czy nawet "monumentu" - czytamy w komentarzu Konstanze von Bullion. "SZ" podał jako pierwszy, że projekt placówki poświęconej powojennym wysiedleniom jest gotowy i ma być jeszcze w tym roku przedmiotem obrad niemieckiego rządu. Wiceprzewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse powiedział gazecie, że Związek Wypędzonych nie uczestniczy w pracach nad realizacją rządowego projektu. Zdaniem komentatorki "SZ", Merkel udało się pogodzić interesy Związku Wypędzonych, partii chadeckich CDU/CSU, SPD oraz Polski i Czech. "SZ" podkreśla, że planowana placówka ma być finansowana wyłącznie z budżetu centralnego. Projekt, który dotyczy tak delikatnego tematu, byłby skazany na porażkę, gdyby tak "kontrowersyjna postać" jak Erika Steinbach była autorem. Jak zaznacza gazeta, Steinbach zapewnia co prawda, że zamierza przedstawić wypędzenie Niemców w europejskim kontekście, jednak w jej słowa wiele osób nie wierzy. "(Steinbach) ignorowała wielkie, często nieracjonalne lęki wschodnioeuropejskich sąsiadów, zamiast dać im znak: traktujemy was poważnie" - czytamy. - Merkel zdaje sobie z tego sprawę, wie także, jak ważna jest dyplomacja w procesie europejskiej integracji. Jeżeli chce, by powstało miejsce pamięci, a równocześnie zależy jej na pokoju między Niemcami a Polakami, a z pewnością pragnie obu rzeczy, to musi przesunąć Związek Wypędzonych tam, gdzie jest jego miejsce - z centrum debaty na margines - pisze komentatorka. "SZ" ocenia pozytywnie pomysł, by ostateczny kształt placówki opracowali międzynarodowi naukowcy. - Trzeba także wciągnąć niemieckich wypędzonych - nie jako planujących (projekt), lecz jako doradców - uważa von Bullion. Bez ich osobistych wspomnień nie sposób ożywić historii wypędzenia - czytamy w konkluzji komentarza.