Siły bezpieczeństwa zdołały w czwartek ująć w domu, który był jego kryjówką, 28-letniego syna i prawdopodobnego następcę słynnego Joaquina Guzmana, który po wyroku przebywa w więzieniu w USA. Uwolniły Ovidio Guzmana, gdy dom został otoczony przez uzbrojonych członków jego gangu. "Operacja była źle przygotowana" - oświadczył meksykański minister obrony Luis Crescencui Sandoval na konferencji prasowej w Culiacan, przyznając, że "zdecydowano się nie aresztować syna El Chapo". "Nasi ludzie działali zbyt pospiesznie, nie zaczekali, aż otrzymają rozkaz przeszukania budynku, w którym - jak się okazało - przebywał Ovidio Guzman. Pospieszyli się z działaniem, tymczasem zostali otoczeni przez uzbrojonych po zęby żołnierzy kartelu narkotykowego, którzy zaatakowali członków Gwardii Narodowej i wojskowych, znajdujących się w budynku" - relacjonował Sandoval. Minister ds. bezpieczeństwa Alfonso Durazo wyjaśnił, że 30 członków Gwardii Narodowej i sił zbrojnych podczas patrolowania ulic Culiacan zostało ostrzelanych w czwartek z domu, koło którego przechodzili. Odparli atak i wewnątrz budynku znaleźli Ovidio Guzmana Lopeza. Budynek otoczyła wkrótce po tym silna grupa uzbrojonych po zęby mężczyzn, żołnierzy kartelu Sinaloa. Tymczasem sieci społecznościowe zaczęły informować niemal na bieżąco cały kraj o wydarzeniach w 700-tysięcznym mieście, stolicy stanu Sinaloa, uważanego dotąd za stosunkowo spokojny. "Żołnierze kartelu narkotykowego przybyli ciężkimi pojazdami z okolicznych gór (...). Miasto jest w rękach gangsterów (...). Na ulicach porzucone w popłochu samochody (...). Władze wzywają ludność do niewychodzenia z domu" - takie wiadomości pojawiały się na Facebooku jedna po drugiej. Rząd meksykański poinformował nazajutrz po tych wydarzeniach, że w strzelaninie w Culiacan zginęło osiem osób: cywil, członek Gwardii Narodowej, jeden więzień i pięciu gangsterów. 21 osób zostało rannych, 27 osadzonych zbiegło z więzienia. "Nie chcemy wojny" Prezydent Obrador, wyjaśniając na konferencji prasowej, dlaczego wkrótce po zatrzymaniu doszło do uwolnienia Ovidio Guzmana, oświadczył: "Chcieliśmy uniknąć narażenia na niebezpieczeństwo życia wielu osób. Odpowiedzialni za bezpieczeństwo podjęli tę decyzję i ja ją poparłem. Sytuacja była niezmiernie trudna, wielu obywateli było narażonych na utratę życia (...). Nie da się gasić ognia ogniem". "Nie chcemy wojny" - tłumaczył. "Strategia, którą dotąd stosowano w Meksyku, uczyniła z tego kraju wielki cmentarz" - powiedział prezydent, nawiązując do rządów swych poprzedników: Felipe Calderona (2006-2012) i Enrique Pena Nieto (2012-18). W ciągu tych 12 lat - jak oceniają meksykańskie władze - w wojnie z handlarzami narkotyków poniosło śmierć ćwierć miliona osób, a 40 000 uznano za zaginione. "Nie jest łatwo zwalczać przestępczość. To długi proces (...). Musimy stawić czoło dwóm mafiom przestępczym: mafii w białych kołnierzykach i mafii zorganizowanej - oto wyzwanie, przed którym stoimy" - podsumował Lopez Obrador. Według najnowszych danych Sekretariatu Wykonawczego Krajowego Systemu Bezpieczeństwa Publicznego Meksyku, od stycznia do sierpnia tego roku w stanie Sinaloa, gdzie ma swą główną bazę kartel narkotykowy o tej nazwie, doszło do 577 zabójstw. Było ich o 23 proc. mniej niż w tym samym okresie poprzedniego roku.