Największa demonstracja miała miejsce w stolicy kraju, Meksyku. Co najmniej 50 tys. odzianych na biało osób przemaszerowało w całkowitej ciszy głównym bulwarem metropolii, niosąc fotografie uprowadzonych lub zamordowanych bliskich, świeczki oraz białe flagi z wizerunkiem gołębicy. Duże manifestacje zorganizowano również w miastach położonych wzdłuż granicy meksykańsko-amerykańskiej, gdzie ścierają się ze sobą gangi narkotykowe. Bezpośrednim bodźcem do sobotnich wystąpień było porwanie 14- letniego Fernando Marti, które wstrząsnęło meksykańską opinią publiczną. Na początku sierpnia zwłoki chłopca znaleziono w bagażniku samochodu, choć jego ojciec zapłacił okup. Frustracja społeczeństwa sięgnęła zenitu, gdy śledztwo wykazało, że w morderstwo zamieszany był policyjny detektyw. W odpowiedzi na te wydarzenia Calderon zwołał nadzwyczajne posiedzenie burmistrzów i gubernatorów, na którym przyjęto 74- punktowy plan walki z przestępczością. "To jest nowotwór, który uda nam się usunąć" - zapewniał Caledorn w poniedziałek w telewizyjnym wystąpieniu. Wkrótce potem media obiegła informacja o odnalezieniu na półwyspie Jukatan 12 zdekapitowanych ciał. Calderon uczynił wykorzenienie przestępczości swoim priorytetem już grudniu 2006 r., gdy obejmował urząd prezydenta. Do walki z narkotykowymi kartelami zmobilizował 25 tys. policjantów i żołnierzy, lecz nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Tylko w tym roku w porachunkach handlarzy narkotykami zginęło ponad 2300 osób, z czego ponad 800 w stanie Chihuahua. Według oficjalnych statystyk, liczba porwań w Meksyku skoczyła w latach 2004-2007 o 40 proc. Zdaniem policji, w ubiegłym roku uprowadzono 751 osób, lecz niezależny instytut badawczy ICESI ocenił, że liczba porwań mogła przekroczyć 7 tys.