Jak podaje "The Guardian", w stolicy kraju zawaliła się Szkoła Podstawowa im. Enrique Rebsámena. 21 dzieci zginęło, udało się uratować 11 uczniów. 28 dzieci uznano za zaginione. Pod gruzami budynku jest też przynajmniej 4 dorosłych. Początkowo obawiano się, że w czteropiętrowym budynku szkolnym przebywało 100 dzieci, na szczęście pierwsze szacunki okazały się przesadzone. Dach i balkony budynku uległy zniszczeniu, ocalały jedynie ściany. Na miejscu katastrofy pojawił się prezydent kraju Enrique Peña Nieto. 700 ratowników Obecnie na miejscu pracuje w pocie czoła 500 żołnierzy i 200 członków obrony cywilnej. Jest spora szansa, że pod gruzami znajdują się żywe osoby. Członkowie obrony cywilnej donoszą, że słyszeli dochodzące spod gruzowiska głosy. Oddziały ratunkowe poszukują 18 zaginionych osób. Okoliczni mieszkańcy dostarczają pracującym ręczniki, pościele, koce i narzędzia. Pod szkołą zebrali się rodzice uczących się w placówce dzieci. Zgromadzeni na miejscu przekazują sobie informacje o rannych, zaginionych i martwych dzieciach. Aby zapobiec dezinformacji i utrudnieniom, dostęp do obiektu został zablokowany przez wojsko. Według niepotwierdzonych informacji, do których dotarł "Daily News", dwie dziewczynki przebywające pod gruzami szkoły skontaktowały się z rodziną przez aplikację w telefonie. Nadzieja umiera ostatnia Pedro Serrano, 29-letni lekarz, był jednym z ochotników, którzy zdołali przedostać się do ruiny szkoły. Niestety, lekarzowi nie udało się znaleźć żywych osób."Wykopaliśmy dziury, a potem czołgaliśmy się na brzuchach" - powiedział Associated Press Sorrano."Zdołaliśmy dostać się do zrujnowanej klasy. Widzieliśmy krzesła i drewniane stoliki. Potem zobaczyliśmy nogę, zaczęliśmy przesuwać gruz, znaleźliśmy zwłoki dziewczynki i dwóch osób dorosłych, kobiety i mężczyzny.Na pytanie, czy ma nadzieję na znalezienie kogoś żywego, Serrano odpowiedział, że pracownicy, pomimo niebezpieczeństwa, ratownicy starają się robić wszystko, co w ich mocy. W Jojutla, mieście położonym w stanie Morelos doszło do częściowego zniszczenia liceum. Według słów dyrektorki placówki, Adeliny Anzures, nikomu nic się nie stało. 44 budynki zniszczone Burmistrz miasta Meksyk Miguel Angel Mancera w rozmowie z CNN szacuje, że w stolicy co najmniej 44 budynki legły w gruzach lub zostały poważnie uszkodzone. W tej liczbie znajduje się 15 szkół. Relacje świadków katastrofy są dramatyczne. "Budynek kołysał się jak hamak" - opowiadał reporterowi "The Guardian" Guillermo Salazar, członek ekipy budowlanej, który akurat pracował przy nieukończonym bloku mieszkalnym. Na miejscu panował chaos, ludzie w panice uciekali z walących się budynków. Niektórzy nie wiedzieli co się dzieje: "Myślałem, że przebiłem oponę. Potem zauważyłem migające światła i zginające się znaki drogowe" - mówił Humberto Muñoz, kierowca prowadzący auto na trasie z Puebly do Meksyku. "Ten sam koszmar co w 1985 r." Luis Ramos, przedsiębiorca z miasta Meksyk, przebywał na spotkaniu biznesowym kiedy doszło do trzęsienia ziemi. "Zostaliśmy ewakuowani. Na zewnątrz ulice falowały w górę i dół, a drzewa padały na ziemię" - relacjonował w rozmowie z CNN Ramos. Mężczyzna natychmiast pojechał sprawdzić, czy jego 99-letni dziadek nie ucierpiał. "Jadąc po autostradzie widziałem dym i wybuchy. Widziałem też zawalone budynki" - mówił. Jak się okazało, dziadkowi Ramosa nic się nie stało. "Bardzo się martwię, ciągle płaczę. To ten sam koszmar co w 1985 r." - powiedziała portalowi news.com.au 52-letnia Georgina Sanchez. "Spośród wszystkich trzęsień ziemi jakie przeżyłam, to wtorkowe odczułam jako najmocniejsze" - ocenia Peiby Ballau, fryzjerka. "Do czegoś takiego nie da się przyzwyczaić".