Z wykształcenia jest prawnikiem, choć o swojej karierze adwokata, któremu w czasach komunistycznych przypadło w udziale bezskutecznie bronić szeregu dysydentów, zapewne wolałby zapomnieć. Od 2006 roku znajdował się przez kilka lat poza głównym nurtem wielkiej polityki, skupiając się głównie na prowadzeniu własnego biznesu. Powrócił do gry w ubiegłym roku, aby w czasie, kiedy Kijów oddalał się od Moskwy, zadbać o rosyjskie interesy nad Dnieprem. Polub RAPORT ŚRODEK-WSCHÓD na Facebooku Ojciec chrzestny Ukrainy Choć Wiktor Juszczenko określił go mianem "niepotrzebnej nikomu politycznej naftaliny" (swoją drogą ciekawe, że to akurat on zdecydował się na takie słowa), trudno wyobrazić sobie osobę bardziej predestynowaną do reprezentowania Rosjan na Ukrainie. Co prawda przez ostatnie lata jego wpływ na zachodzące w państwie procesy uległ znaczącemu osłabieniu, a kluczowe stanowiska w kraju nie są już zajmowane przez ludzi mu przychylnych, jednak mimo wszystko jego powrót przeciwnicy powitali z zaniepokojeniem. Medwedczuk jest bowiem człowiekiem o olbrzymim doświadczeniu, cieszącym się zaufaniem i poparciem samego Władmira Putina (nota bene ojca chrzestnego jego córki). Czytaj więcej na stronach "Nowej Europy Wschodniej" Misją jaką wyznaczył sobie Medwedczuk (lub raczej wyznaczono mu w Moskwie) jest doprowadzenie do przystąpienia Ukrainy do Unii Celnej Białorusi, Kazachstanu i Rosji oraz zmiana ustroju terytorialnego państwa z unitarnego na federacyjny. Tym dwóm strategicznym celom podporządkowany jest szereg zadań pobocznych, mających uniemożliwić Kijowowi zmniejszenie zależności od rosyjskich surowców energetycznych (krytyka planów wydobycia gazu łupkowego i działań władzy związanych z budową terminalu LNG w Odessie) oraz umacnianie podziałów w ukraińskim społeczeństwie (lobbowanie za przyznaniem językowi rosyjskiemu statusu drugiego języka oficjalnego czy propozycja wydawania rosyjskich paszportów ukraińskim emigrantom zarobkowym). Niejasne motywacje Ukraińskie władze, które, obawiając się zbytniego uzależnienia od Moskwy, chcą zachować równowagę między Unią Europejską a Rosją, są niechętne realizacji medwedczukowskich koncepcji. Kluczem do strategii byłego szefa administracji Kuczmy jest więc wykorzystanie ukraińskiego społeczeństwa. To w jaki sposób miałoby sie to dokonać nie jest całkowicie jasne, wskazówki daje jednak sam Medwedczuk, zapowiadając organizację ogólnonarodowego referendum, które miałoby zadecydować o wprowadzeniu postulowanych przez niego zmian. Owo wyrażenie woli przez naród poprzedzone ma być, tym czym zajmuje się obecnie utworzona przez niego organizacja "Ukraiński Wybór", czyli "uświadamianiem" Ukraińców o słuszności integracji ekonomicznej z byłymi republikami radzieckimi i bezcelowości dążenia do członkowstwa w Unii Europejskiej (czytaj: propagandą w czystej postaci). Część politologów uważa jednak, że rola którą ma do odegrania Medwedczuk jest zupełnie inna. Jego działalność nie ma według nich na celu doprowadzenie do referendum (którego pomyślny dla Moskwy rezultat jest i tak nierealny), a pełni wyłącznie rolę straszaka na Wiktora Janukowycza. Bazowy, prorosyjski elektorat Niebieskich jest bowiem rozczarowany polityką Partii Regionów; Medwedczuk ma o tym przypominać i jednocześnie ostrzegać partię władzy, że jej rozgoryczeni wyborcy mogliby zostać zmobilizowani przez inną siłę polityczną: na przykład pod jego przewodnictwem. Oczywiście, przywołane teorie wzajemnie się nie wykluczają; w pełni możliwe więc, że Medwedczuk jest przede wszystkim narzędziem wywierania nacisku na Janukowycza. Jeśli jednak strategia ta okaże się nie wystarczająca, może zostać użyty przez Moskwę do uzyskania korzystnych dla niej rozstrzygnięć także innymi metodami. Demokracja kontrolowana Wydaje się, że Medwedczuk stanowi realne zagrożenie dla Partii Regionów jako siła zdolna do odebrania jej elektoratu. Rozczarowanie partią Janukowycza już w czasie wyborów parlamentarnych 2012 roku spowodowało, że straciła ona zauważalnie poparcie w swoich bazowych regionach. Wówczas zyskali na tym komuniści, a Medwedczuk, występujący jako nowoczesny polityk oferujący realną szansę normalizacji stosunków z Moskwą, byłby dla wielu zapewne jeszcze atrakcyjniejszym wyborem niż partia Petro Symonenki. O jego sile świadczy fakt, że pojawiają się głosy, iż miałby realne szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2015 roku. Tego typu twierdzenia są oczywiście póki co za wczesne i mimo wszystko przesadzone, ale faktem jest, że projekt "Medwedczuk w miejsce Janukowycza" w odpowiednich okolicznościach byłby możliwy do zrealizowania. Dużo mniej realny jest za to scenariusz ogólnonarodowego referendum. Po pierwsze, pomimo zainwestowania olbrzymich środków w działalność propagandową, nie przyniosła ona jeszcze oczekiwanych rezultatów. Ludzie nie do końca zrozumieli sens plakatów i bilbordów, a cała akcja reklamowa spotkała się nawet z przejawami sprzeciwu (radni ze Lwowa zażądali ich usunięcia). Także kampanii internetowej prowadzonej przy pomocy portali Facebook i Youtube nie można uznać za udanej. Medewedczuk z laptopem Apple nie wygląda zbyt przekonująco, a oglądalność materiałów zamieszczanych przez "Ukraiński Wybór" jest niewielka. Paradoksalnie jednak, nawet pomimo tych problemów, zebranie 3 milionów głosów niezbędnych do zwołania referendum nie powinno stanowić dla niego problemu: "Ukraiński Wybór" posiada swoje przedstawicielstwa we wszystkich obwodach, może także liczyć na pomoc przeszło 150 współpracujących z nim organizacji. Poza tym Medewdczuk ma doświadczenie w tych kwestiach, raz już udało mu się zebrać wystarczającą liczbę podpisów. Wtedy jednak cała akcja zakończyła sie klęską: prezydent Juszczenko nie zgodził się na organizację referendum (chodziło miedzy innymi o próbę wymuszenia na pomarańczowej władzy rezygnacji ze starań o wstąpienie Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego) i to nawet kiedy nakazał mu to sąd. Podobnie mogłaby wyglądać sytuacja także i dzisiaj. Nowe prawo o referendach, przyjęte w 2012 roku, nie jest bowiem takie jak chciałby tego Medwedczuk. Władza w dalszym ciągu dysponuje szeregiem instrumentów, umożliwiających zablokowanie takiej inicjatywy obywatelskiej. Dlatego póki co groźba obejścia rządzących i zmiana polityki państwa bezpośrednio, przy pomocy obywateli, nie brzmi przekonująco. Sebastian Zagdański Czytaj więcej na stronach "Nowej Europy Wschodniej"