Komentując sondaż exit poll, z którego wynika, że Partia Konserwatywna otrzymała 316 mandatów, politolożka powiedział, że jest to "wielkie zaskoczenie". - Jeśli wyniki się potwierdzą, można powiedzieć, że Cameron otrzymał ogromny mandat zaufania, wręcz przedłużenie tego mandatu. Gdyby udało mu się ocalić 316 mandatów, nie będzie musiał za bardzo się wysilać, by stworzyć koalicję - uważa. - Wielka Brytania nie zmęczyła się tak Cameronem, jak przez ostatnie tygodnie wieściły wszystkie gazety. Chyba Brytyjczycy czują się z nim jednak bezpieczniej niż z liderem Partii Pracy Edem Milibandem - oceniła. Jak wyjaśniła, szef laburzystów jest postrzegany jako ryzykowny kandydat ze względu na swoje poglądy na politykę gospodarczą. Jego partia według exit poll zdobyła 239 mandatów. Cameron zapowiadał, że jeśli wygra wybory, przeprowadzi referendum w sprawie wyjścia kraju z Unii Europejskiej. Po czwartkowych wyborach "Europa stoi pod znakiem zapytania" - uważa Borońska-Hryniewiecka. - Nie wiadomo co się stanie, skoro Cameron dostał taki mandat zaufania. Z pewnością Unia Europejska może się trochę obawiać - oceniła. Nawet jeśli po ogłoszeniu ostatecznych rezultatów okaże się, że Cameron otrzymał mniej niż sugerowały sondaże exit poll, ale powyżej 290 mandatów, to premier "od rana będzie próbował rozmawiać z liberałami" - dodała. "Będzie to dobry efekt psychologiczny, by przekonać liberałów", którzy otrzymali jedynie 10 mandatów - podkreśliła. Cienka, czerwona liniaSzef Liberalnych Demokratów Nick Clegg będzie musiał przekonać do koalicji z dotychczasowym partnerem dwie trzecie swojej partii. Ekspertka wskazała na ostre podziały wśród liberałów dotyczące tego, czy kontynuować dotychczasowe "burzliwe małżeństwo" z konserwatystami. - Mając tak silnego gracza jak konserwatyści z 316 głosami z pewnością liberałowie będą inaczej patrzyli na takiego partnera - dodała. Jej zdaniem "na pewno do centrum debaty powróci sprawa referendum unijnego, które obiecuje Cameron". - Dla niego jest to cienka czerwona linia, której nie przekroczy, a wielu twardogłowych liberałów, którzy mają inklinacje bardziej na lewo, nie chce się zgodzić na to głosowanie - wyjaśniła. Jak powiedziała, prawdopodobnie Cameron będzie starał się ich przekonać kwestiami gospodarczymi, np. sposobem zmniejszenia deficytu. Tłumaczyła, że obecny premier redukuje deficyt poprzez cięcia wydatków, a liberałowie popierają politykę prowzrostową, stymulowania wydatków. Według ekspertki możliwy jest jednak scenariusz, że liberałowie zgodzą się na referendum lub będą rozmawiać na temat kształtu pytań w referendum. - Cameron może im w zamian zaproponować np. pakiet reform prowzrostowych - uważa. Zdaniem politolożki rozmowy koalicyjne będą bardziej dokładne i sformalizowane niż pięć lat temu. - Liberałowie mają doświadczenie z konserwatystami, którzy nie do końca dotrzymywali wszystkie swoje obietnice i będą chcieli mieć to na piśmie - wskazała. - Liberałowie nadal będą języczkiem u wagi, ale z o wiele mniejszym mandatem społecznym. Do tej pory jako trzecia partia mieli o wiele więcej mandatów. Wielu obywatelom, którzy dotąd na nich głosowali, nie spodobał się fakt koalicji z konserwatystami, dla wielu wschodzenie w spółkę z Cameronem jest zdradą ideałów liberalnych - tłumaczyła. Komentując wynik antyunijnej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która według exit poll może liczyć jedynie na dwa miejsca w parlamencie, powiedziała, że poparcie wyborców nie przełożyło się na mandaty. "Piękny wynik", według ekspertki, otrzymała Szkocka Partia Narodowa (SNP), która według sondażu exit poll zdobyła 58 mandatów. "To miał być czarny koń kampanii, gdyby laburzyści mieli więcej mandatów i lepszy start do tworzenia koalicji. Wtedy mogliby myśleć o Szkotach jak o potencjalnym koalicjancie", ale obecnie jest niemal pewne, że nowy rząd będzie tworzył Cameron - podkreśliła.