Prawie wszystkie media francuskie informują o "bezprecedensowym geście" amerykańskiego prezydenta. "W Korei Trump próbuje zmieniać historię" - brzmi tytuł w dzienniku "Le Figaro". "Mały krok dla człowieka, wielki skok dla historii" - pisze liberalny portal Contrepoints, parafrazując słowa pierwszego człowieka na Księżycu Neila Armstronga. "Nadzwyczajna wizyta" - czytamy na stronach internetowych francuskich gazet, które cytują północnokoreańskiego dyktatora. Inne dzienniki są bardziej sceptyczne, nazywając prezydenta USA "adeptem dyplomacji pozorów". Nie przełom a złudzenia? W komentarzu "Le Figaro" Patrick Saint-Paul zastanawia się nad tym, "co pozostaje oprócz symbolu" i przestrzega, żeby "uważać na złudzenia", wskazując, iż "niczego nie zmieniły" dwa poprzednie spotkania przywódców USA i Korei Płn. Podobnie jak inni komentatorzy publicysta "Le Figaro" zauważa, że "kwestia denuklearyzacji wciąż blokuje proces (pokojowy)". "Jeśli jednak Donald Trump udowodni, że jego talent specjalisty od ubijania interesów przynosi efekty w geopolityce, (...) to może to albo otworzyć drogę do złagodzenia stosunków z Teheranem albo doprowadzić do wojny na Bliskim Wschodzie" - wskazuje publicysta. Dziennik "Le Monde" przewiduje, że "spotkanie to nie wystarczy, aby rozwiązać delikatną sprawę denuklearyzacji Korei Północnej". Gazeta nie wyklucza jednak, że "Trump może wykorzystać swą wizytę na Półwyspie (Koreańskim)" i "w zamian za całkowitą likwidację ośrodka badań jądrowych w Jongbjon zaofiarować częściowe 'zawieszenie' sankcji ONZ". Natomiast według komentatora "Le Monde" Philippe’a Ponsa symboliczne znaczenie strefy zdemilitaryzowanej na granicy pomiędzy Koreą Północna a Koreą Południową, gdzie odbyło się niedzielne spotkanie Trump-Kim, "otwiera drogę do bardziej konstruktywnego dialogu, opartego na nieco mniejszej wzajemnej nieufności". Publicysta zwraca uwagę na rolę prezydenta Korei Płd. Mun Dze Ina, który "nieco został zmarginalizowany po porażce spotkania" Trump-Kim w stolicy Wietnamu, Hanoi. "Jego obecność w Panmundżomie, u boku Donalda Trumpa, wskazuje, że nie tylko wciąż bierze udział w tej grze, ale, że to on za kulisami doprowadził do niedzielnego spotkania". "Kwiat pokoju zakwita w Korei" - pisze Pons, przywołując zdanie wypowiedziane przez prezydenta Muna. Ale według komentatora jeszcze "wiele innych kwiatów musi zakwitnąć, zanim półwysep zazna trwałego pokoju". Redaktor naczelny portalu Contrepoints, Ludovic Delory, zauważa, że "strategia negocjacyjna amerykańskiego prezydenta polega na przemiennym stosowaniu pogróżek i (dawaniu) prezentów, czego dobrym przykładem są niedawne rokowania handlowe z Chinami, czy też bardziej wojownicze postępowanie z Iranem". Ponadto - jak utrzymuje komentator - "elementem jego metody jest 'permanentna niespodzianka' i dlatego wczorajsze przekroczenie przezeń 38. równoleżnika nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem". A to dlatego, że "jeszcze podczas kampanii konserwatywny kandydat obiecał, że nie wplącze Stanów Zjednoczonych w niepotrzebne i rujnujące wojny". I będąc prezydentem Trump "dobrze wie, że atak na Koreę Płn. niczemu nie może służyć" - tłumaczy Delory. Co piszą amerykańskie media? Podczas zakończonego w sobotę szczytu G20 w Osace uwidoczniły się dwie cechy, na które Trump stawia w polityce zagranicznej: dyplomacja osobista i umiejętność robienia show - ocenia w artykule redakcyjnym "Wall Street Journal". "WSJ" pisze, że najbardziej sensacyjnym działaniem Trumpa było zaproszenie za pośrednictwem mediów społecznościowych przywódcy Korei Płn. do strefy zdemilitaryzowanej między Koreą Płn. i Płd. Spotkanie w większej mierze miało wymiar symboliczny niż merytoryczny - ocenia "WSJ". Trump liczy na to, że pochlebstwa i osobiste zaangażowanie mogą przekonać Kima do rezygnacji z broni nuklearnej, a dyplomacja w strefie zdemilitaryzowanej przynajmniej na razie zmniejsza szanse na kolejne testy nuklearne Pjongjangu - dodaje gazeta. Jako bardziej owocne "WSJ" określa uzgodnienia Trumpa z przywódcą Chin Xi Jinpingiem na temat wznowienia dwustronnych rozmów. Trump poinformował, że powstrzyma się od nałożenia kolejnych ceł na chińskie towary oraz zgodził się na to, by amerykańskie firmy sprzedawały produkty koncernowi Huawei. "Zawieszenie broni przynajmniej wstrzymuje eskalację, która przyniosłaby szkody gospodarkom obu krajów" - pisze dziennik. "Arcydzieło aktorstwa" Niedzielne spotkanie z Kimem było "arcydziełem aktorstwa, pewnego rodzaju spektaklem dla telewizji, które Trump szczególnie sobie ceni" - uważa z kolei "New York Times". Dziennik zaznacza, że na długo przed sobotnim zaproszeniem Kima na spotkanie w strefie zdemilitaryzowanej, w administracji Trumpa pracowano nad kształtem nowej koncepcji działań wobec Pjongjangu, która miałaby stworzyć podstawy do rozpoczęcia kolejnej rundy negocjacji. Koncepcja ta zakłada "nuklearne zamrożenie", ugruntowujące w istocie status quo i po cichu akceptujące Koreę Płn. w charakterze państwa nuklearnego. Jak przypomina nowojorska gazeta, członkowie administracji często podkreślają, że nigdy nie poparliby tego rozwiązania. Ta koncepcja znacznie odbiega od początkowych obietnic Trumpa w sprawie rozwiązania problemu północnokoreańskiego programu nuklearnego, ale może dać mu odpowiedź na padające pod jego adresem słowa krytyki w czasie kampanii wyborczej. Krytycy podkreślają, że Kim Dzong Un pogrywa sobie z amerykańskim prezydentem, dając mu obrazki, których ten pożąda, i nie realizując prawdziwych ustępstw. Do kampanii wyborczej przed wyborami w 2020 r. odnosi się też "WSJ", oceniając, że prezydent poszukuje sukcesu w polityce zagranicznej. Wdrożenie nowej koncepcji mogłoby zapobiec zwiększaniu nuklearnego arsenału Pjongjangu, jednak nie skutkowałoby - przynajmniej w najbliższej przyszłości - rozbrojeniem już istniejącego, ani nie ograniczyłoby jego potencjału rakietowego - zaznacza "NYT". Administracja Trumpa wciąż podkreśla, że jej celem jest pełna denuklearyzacja Korei Płn. Ograniczone oczekiwania Trumpa mogą zazębiać się z planami Kima. Północnokoreański przywódca utrzymuje, że chce zniesienia wszystkich sankcji nałożonych na swój kraj, jednak jak uważają niektórzy eksperci, z zadowoleniem przyjąłby nawet częściowe ich anulowanie. Trump podkreśla, że sama jego przyjaźń z Kimem to dyplomatyczny sukces. W niedzielę prezydent zapewnił, że "ogromne zagrożenie" ze strony Korei Płn., które odziedziczył obejmując urząd, zostało zażegnane. "Dziś jesteśmy dużo bezpieczniejsi" - mówił przed spotkaniem z prezydentem Korei Płd. Mun Dze Inem. Pojawia się pytanie: czy Trumpowi naprawdę zależy na pełnej denuklearyzacji, czy jak twierdzą niektórzy krytycy, jest on w znacznej mierze zainteresowany iluzją postępu, by prezentować się przed wyborcami jako rozjemca - pisze "NYT". Z Paryża Ludwik Lewin