Wcześniej tłumaczyć się musiał minister ds. spójności terytorialnej Richard Ferrand, któremu satyryczny tygodnik "Le Canard Enchaine" zarzucił podejrzaną transakcję wynajmu lokalu ze środków publicznych od jego żony w 2011 roku. Tymczasem prezydent Francji Emmanuel Macron wygrał wybory m.in. pod hasłem odnowy życia politycznego, a jego minister sprawiedliwości Francois Bayrou ma wkrótce przedstawić ustawę przywracającą zasady moralne we francuskiej polityce. To pokłosie skandalu wokół byłego centroprawicowego premiera Francois Fillona, który był uważany za faworyta wyborów prezydenckich, ale stracił poparcie, gdy wyszło na jaw, że zatrudniał rodzinę ze środków parlamentu. Wymiar sprawiedliwości postawił mu poważne zarzuty w tej sprawie. De Sarnez znalazła się w gronie 19 francuskich eurodeputowanych, którym zasiadająca w Parlamencie Europejskim z ramienia Frontu Narodowego posłanka Sophie Montel zarzuciła fikcyjne zatrudnianie asystentów. Chodzi rzekomo o to, że pracowali oni na rzecz partii w kraju, a nie swoich posłów w Strasburgu i Brukseli. Francuska prokuratura wszczęła wstępne śledztwo w sprawie tych doniesień i nikmu jeszcze nie postawiła zarzutów. Dużo bardziej zaawansowane jest śledztwo w takiej samej sprawie przeciwko szefowej Frontu Marine Le Pen, która jednak zasłania się swoim immunitetem eurodeputowanej. Marielle de Sarnez na Twitterze poinformowała, że złożyła skargę na zniesławienie przez Montel, i zapewniła, że praca jej asystentki, o którą chodzi, została zweryfikowana przez służby PE oraz że potrafi to udokumentować odpowiednimi raportami. Z kolei Richard Ferrand znalazł się na celowniku, gdy "Le Canard Enchaine" ujawnił w ub. tygodniu, że jego żona wynajęła przed sześcioma laty przestrzeń biurową na potrzeby kasy chorych, w której obecny minister był dyrektorem generalnym. Dodatkowo dziennik "Le Monde" podał we wtorek, że Ferrand brał pieniądze nawet gdy już nie pracował na tym stanowisku. Ponadto mógł popaść w konflikt interesów, gdy wspierał ustawę o ubezpieczeniach zdrowotnych, samemu pracując w tym sektorze. Kolejny zarzut jest taki, jak w przypadku Fillona: zatrudnienie przez kilka miesięcy syna jako asystenta parlamentarnego. Ferrand zapewnia, że w niczym nie zawinił "ani w aspekcie prawnym, ani moralnym". W jego przypadku prokuratora uznała, że na razie nie ma powodów, by wszczynać śledztwo. Mimo to opozycja wezwała do dymisji Ferranda. Premier Edouard Philippe oznajmił jednak, że ministra zweryfikują sami Francuzi, oddając głos w wyborach parlamentarnych 11 i 18 czerwca. By zrealizować zapowiadane w programie wyborczym wielkie reformy polityczno-gospodarcze, Emmanuel Macron musi w głosowaniu uzyskać większość pozwalającą na utworzenie rządu przez jego partię Republique en Marche (REM). Obecne sondaże wskazują, że ma na to szanse.