przedstawił wizję swych przyszłych rządów, akcentując jedność Amerykanów, reformy, obronę ludzi pracy oraz naprawę swojej partii. Prawie godzinne przemówienie McCaina, poprzedzone krótkim filmem przypominającym jego bohaterską, wojenną biografię, było w całości starannie skonstruowaną polemiką z jego negatywnym wizerunkiem stworzonym przez Demokratów. Demokraci przedstawiają McCaina jako polityka starego, konserwatywnego, nie rozumiejącego trosk zwykłych ludzi i zamierzającego kontynuować linię niepopularnego prezydenta George'a W. Busha. Sprawom międzynarodowym McCain, który zwykle podkreśla swoje doświadczenie w tej dziedzinie, poświęcił w swym wystąpieniu bardzo mało miejsca. Choć uchodzi za jastrzębia, wypowiedział się też dużo łagodniej niż zwykle na temat Iranu i Rosji i zaznaczył, że nie chce "powrotu do zimnej wojny". Przemówienie zaczął od zwyczajowych podziękowań dla swojej żony Cindy - która krótko przemawiała wcześniej - i 96-letniej matki, która siedziała na widowni. Następnie wyciągnął rękę do swoich przeciwników - Baracka Obamy i jego sympatyków. - Macie mój szacunek i podziw. Pomimo naszych różnic, o wiele więcej nas łączy, niż dzieli. Jesteśmy braćmi Amerykanami - stowarzyszeniem, które znaczy dla mnie więcej, niż jakiekolwiek inne. Nie byłbym Amerykaninem wartym tego słowa, gdybym nie uhonorował senatora Obamy i jego zwolenników za ich osiągnięcie - powiedział kandydat Republikanów. McCain nakreślił obraz Ameryki zgodny z powszechnym odczuciem względnego pesymizmu z powodu wojen w Iraku i Afganistanie oraz marnej sytuacji gospodarczej. Przyznał, że jego Partia Republikańska (GOP) popełniła wiele błędów, zwłaszcza w Kongresie, gdzie wielu Republikanów uległo korupcji i nieodpowiedzialnie traktowało obowiązki ustawodawców. Przypomniał skandale i obiecał naprawę. - Walczę o przywrócenie dumy i zasad naszej partii. Straciliśmy zaufanie narodu amerykańskiego, kiedy niektórzy Republikanie ulegli pokusie korupcji. Straciliśmy zaufanie społeczeństwa, gdy zamiast reformować rząd, obie partie uczyniły go większym - oświadczył. Chodziło tu o nadmierne wydatki w okresie, gdy GOP miała większość na Kapitolu. McCain należał do grupy senatorów przeciwstawiających się takiemu postępowaniu. Przypomniał, że wielokrotnie też występował przeciw polityce swej partii w Kongresie, zarabiając na opinię "luzaka" (maverick) - polityka niezależnego i nie kierującego się partyjną linią, a dobrem kraju. McCain przeszedł następnie do przedstawienia swego programu reform, zmierzających do poprawy losu zwykłych Amerykanów, zwłaszcza ludzi pracy poszkodowanych w wyniku procesów globalizacji i obecnej stagnacji gospodarczej. Podkreślał jednak czym różni się tutaj od Obamy. - Moje cięcia podatkowe stworzą nowe miejsca pracy. Jego podwyżki podatków wyeliminują je. Mój plan ochrony zdrowia ułatwi Amerykanom znalezienie dobrego ubezpieczenia medycznego. Jego plan zmusi drobne przedsiębiorstwa do redukcji zatrudnienia - mówił. W rzeczywistości, plan demokratycznego kandydata przewiduje podwyżki podatków tylko dla 5 procent najzamożniejszych obywateli. Dalsze propozycje McCaina wykraczały jednak poza typową republikańską mantrę "gospodarki podaży", według której sam wzrost ekonomiczny rozwiąże wszystkie problemy społeczne. McCain obiecał aktywną działalność państwa na rzecz wszechstronnej pomocy zwalnianym z pracy w znalezieniu nowego zatrudnienia i przekwalifikowaniu się, a także reformę edukacji, zmierzającą do rozszerzenia ludziom możliwości wyboru szkoły dla ich dzieci.