Tony Wasilewski liczy na zmianę prawa imigracyjnego i działa w organizacjach lobbujących za reformami. W najbliższy weekend przybywa do Waszyngtonu z działaczami Koalicji na rzecz Praw Imigrantów i Uchodźców, aby spotkać się z członkami Kongresu w tej sprawie. Jego historia będzie ilustrować wady amerykańskiego prawa imigracyjnego. - Będę się starał jak najszybciej sprowadzić żonę z synem do USA. Będziemy apelować do senatorów i kongresmanów, prosić, błagać... Nie może być tak, że po tylu latach w USA rodzina jest rozdzielona. Czuję się, jakbym został okradziony z najważniejszej wartości w życiu. System imigracyjny w USA jest zły. Sądy imigracyjne nie patrzą na człowieka, tylko na dokumenty - powiedział Wasilewski. Janina Wasilewska przyjechała do USA w marcu 1989 r. i wystąpiła o azyl polityczny. Prośbę uzasadniała swą działalnością w "Solidarności". Sprawa przeciągała się, aż amerykańskie władze wydały decyzję odmowną, motywując to zmianami w Polsce. W 1995 r. podpisała w sądzie zobowiązanie do dobrowolnego opuszczenia kraju. Jej adwokat zwraca jednak uwagę, że nie wiedziała, co podpisuje, gdyż słabo znała angielski, a sąd nie zapewnił jej tłumacza, chociaż powinien. Wasilewska przegrała kolejne sprawy apelacyjne, mimo iż ma syna urodzonego w USA, a więc posiadającego automatycznie obywatelstwo amerykańskie. Rodzina próbowała do ostatniej chwili doprowadzić do zmiany decyzji władz. W zeszłym tygodniu Tony Wasilewski interweniował m.in. u senatorów z Chicago Richarda Durbina i Baracka Obamy, licząc, że zgłoszą oni ustawę o wstrzymaniu deportacji. - Senatorowie odpowiedzieli, że pracują obecnie nad ustawą imigracyjną, ale nie mogą się zająć jednostkową sprawą. Więcej takich osób by się zgłosiło, więc nie można robić wyjątków. Nie mam do nich pretensji - mówi. Przedstawiciele Koalicji na rzecz Praw Imigrantów i Uchodźców stanu Illinois podkreślają, że senator Durbin pomagał rodzinie Wasilewskich i był jej bardzo przychylny. Wasilewski podziękował wszystkim za pomoc, w tym mediom za nagłośnienie sprawy. Amerykańska flaga przed jego domem jest przewiązana kirem. Wieczorem wystawia w oknach świece. - Syn pyta codziennie przez telefon: tata, kiedy przyjedziesz? Nie wiem, co mu wytłumaczyć - mówi.