Zdaniem Mauro stawką jest "wiarygodność samej Unii Europejskiej", bo - jak podkreślił w wywiadzie dla czwartkowego "Il Giornale" - "obrzucanie Włoch błotem" może być "niszczycielskie dla unijnych instytucji". Mauro zauważył, że już kilka godzin po lipcowym wyborze Buzka na przewodniczącego PE eurodeputowani z opozycyjnej włoskiej centrolewicowej Partii Demokratycznej złożyli pierwszy wniosek przeciwko rządowi Berlusconiego. Wkrótce potem - jak dodał - pojawiła się następna inicjatywa, tym razem ze strony przedstawiciela ugrupowania Włochy Wartości. - Każda okazja staje się dobrym pretekstem do delegitymizacji rządu, wybranego przez naród w wolnych wyborach - oświadczył Mauro. Wyraził nadzieję, że zda sobie z tego sprawę nie tylko szef PE, lecz również przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. W opinii Mauro w Parlamencie Europejskim prowadzona jest "otwarta gra, na którą godzą się niektórzy cudzoziemcy", by zatrzymać prace włoskiego rządu. Szczególnie ostro skrytykował przewodniczącego grupy socjalistycznej w PE Martina Schulza, który wielokrotnie krytykował premiera Włoch wyrażając opinię, że stanowi on zagrożenie dla demokracji. Dlatego - jak uważa Mauro - instytucje europejskie powinny zastanowić się nad tym, co się dzieje. - To nie w ten sposób gwarantuje się autentyczną demokrację w Europie - ocenił. - 20 lat od upadku muru (berlińskiego), lewica odkrywa na nowo leninowską strategię. Wybiera się metodę dyskredytacji, by doprowadzić do unicestwienia adwersarza ni mniej ni więcej, jak to się robiło przez tyle dziesięcioleci w ZSRR - oświadczył Mauro w gazecie, wydawanej przez brata premiera - Paolo Berlusconiego.