Kryzys w koalicji i jej faktyczny rozpad wywołał 5 sierpnia lider Ligi, szef MSW i wicepremier Matteo Salvini, który ogłosił koniec sojuszu z antysystemowym Ruchem Luigiego Di Maio i zażądał przedterminowych wyborów, a także głosowania nad wotum nieufności wobec szefa rządu. Jednak w ciągu ponad 10 dni od początku kryzysu umocnił się front przeciwników przyspieszonych wyborów, wśród których jest Renzi, jeden z najbardziej wpływowych polityków centrolewicowej, opozycyjnej Partii Demokratycznej. Pojawiają się też hipotezy o możliwości powołania nowej koalicji przez to ugrupowanie oraz Ruch Pięciu Gwiazd. Media informują, że nieoficjalne rozmowy na ten temat już są prowadzone. Włoska prasa pisze w niedzielę, że wciąż nie wiadomo, jak zakończy się ten wywołany w środku lata kryzys koalicyjny. Za jedyny pewnik uznaje się to, że we wtorek Conte wygłosi przemówienie w Senacie na temat sytuacji w rządzie. Być może poprosi o głosowanie nad wotum zaufania dla siebie. Liga ma zaś gotowy wniosek o wotum nieufności, który również może od razu przedłożyć. "Najbardziej szalony kryzys na świecie" Renzi, obecnie senator, w wywiadzie dla "Il Giornale" powiedział, że związana z nim grupa polityków Partii Demokratycznej "zrobi to, czego potrzebuje kraj". "Zagłosujemy za wotum zaufania, nie poprosimy nawet o jedno dodatkowe miejsce dla siebie i przedstawimy konkretne propozycje, by zapewnić krajowi bezpieczeństwo" - sprecyzował. "To jest najbardziej szalony kryzys na świecie i nikt nie wie, jak się skończy" - ocenił. Komentując ostatnie pojednawcze gesty szefa MSW i lidera Ligi, Renzi oświadczył: "Pewne jest, że Salvini jeszcze przed tygodniem był człowiekiem niezwyciężonym, wychwalanym przez media, także społecznościowe, a teraz zwraca się do Di Maio, by żebrać o pokój". Ostre słowa o Salvinim Zdaniem byłego premiera, ostatnie dni dowodzą, że Salvini poniósł porażkę. "Pomylił się we wszystkim, a ten, kto popełnił błąd, podaje się do dymisji, jeśli jest człowiekiem honoru" - dodał Renzi. "On tymczasem uczepił się stołka" - zaznaczył. "Do złożenia dymisji potrzebna jest godność. On jej nie ma" - ocenił. Renzi przestrzegł też przed pomysłem przyspieszonych wyborów w październiku. "Potrzebny jest rząd instytucjonalny, który zapewni bezpieczeństwo Włochom, rząd z nowym ministrem spraw wewnętrznych, godnym tego tytułu" - oświadczył były premier. Na łamach niedzielnej włoskiej prasy pojawiają się opinie, że być może koalicja Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd nie jest jeszcze skazana na upadek i mogą zostać podjęte próby jej ocalenia. "Corriere della Sera" przytacza słowa Salviniego: "Zastanowię się nad wszystkim, byleby tylko nie powrócił Renzi" i inni politycy Partii Demokratycznej. Zdaniem dziennika, oznacza to, że przywódca Ligi chce za wszelką cenę nie dopuścić do powstania koalicji centrolewicy i Ruchu Pięciu Gwiazd. "Wielu polityków Ligi obawia się jednak, że coraz bliżej do powstania osi między Ruchem Pięciu Gwiazd a Partią Demokratyczną" - zauważa największa włoska gazeta. Przypomina, że Salvini, który najpierw ogłosił definitywny koniec współpracy z Ruchem, teraz deklaruje chęć pozostania w rządzie i mówi, że jego telefon jest "zawsze włączony". Nie wiadomo, czy Ruch Pięciu Gwiazd przyjmie pojednawcze gesty Salviniego, bo w szeregach tej formacji coraz częściej słychać głosy: "Z nim już nigdy więcej" - podkreśla "La Repubblica". Z Rzymu Sylwia Wysocka