Lubou Kawaliowa jest przekonana o niewinności swego syna i chce zobaczyć się z Łukaszenką, który odmówił jego ułaskawienia, choćby po to, żeby spojrzeć w oczy człowiekowi, od którego wszystko zależało - pisze na swojej stronie internetowej niezależny tygodnik "Nasza Niwa". W sobotę białoruska telewizja państwowa poinformowała o rozstrzelaniu Kawalioua oraz Dźmitrego Kanawałaua, skazanych za zamach na stacji metra Oktiabrskaja (biał. Kastrycznickaja), w którym 11 kwietnia 2011 roku zginęło 15 osób, a 387 zostało rannych. 30 listopada 2011 roku Sąd Najwyższy uznał Kanawałaua za winnego przygotowania i podłożenia ładunku wybuchowego, a Kawalioua - współudziału i niepoinformowania o przestępstwie. Kanawałau przyznał się śledztwie do winy i odmówił zeznań w sądzie. Kawaliou zapewnił zaś w ostatnim słowie przed sądem, że nie ma nic wspólnego z wybuchem w metrze i wyraził przekonanie, że zamachu nie przeprowadził też Kanawałau. Oświadczył, że nie potwierdza zeznań złożonych podczas śledztwa i że wywierano na niego presję, by je wymusić. - Rozprawili się z Uładzikiem dlatego, że powiedział w sądzie prawdę. Kto jest winny? Przecież nie ci chłopcy. Winien jest tylko Łukaszenka ze wszystkimi swoimi służbami.(...) Zagrozili Uładowi, że jeśli zmieni zeznania w sądzie, czeka go kara śmierci. A on się nie przestraszył i wszystko powiedział - oznajmiła Lubou Kawaliowa w wywiadzie dla rosyjskiego radia "Echo Moskwy". Matka straconego uważa, że tak szybka egzekucja jest zemstą za to, że walczyła o syna. Kawaliowa wraz z córką Tacianą złożyła m.in. skargę do Komitetu Praw Człowieka ONZ na naruszenie prawa syna do życia. 15 grudnia 2011 roku skarga został zarejestrowana, a jednocześnie Komitet zwrócił się z prośbą do państwa białoruskiego o niewykonywanie wyroku do czasu jej rozpatrzenia. - Zdawałam sobie sprawę, przeciwko komu się zwracam. I wiedziałam, że zemszczą się za to. Ale nie myślałam, że zapłaci za to syn, sądziłam, że ja sama - oznajmiła. Lubou Kawalioua powiedziała Radiu Swaboda, że będzie zabiegać o oddanie jej ciała syna, chociaż ma świadomość, że na Białorusi się tego nie robi. - Chciałabym go pochować, mieć gdzie przynosić kwiaty i żeby ludzie mieli gdzie przynosić - a nie tak, na klatce schodowej - powiedziała. Jak podaje Radio Swaboda, pod mieszkania rodzin Kawaliouych i Kanawałouych w Witebsku przychodzą ludzie składać kwiaty i zapalać znicze. Lubou Kawaliowa mówi jednak, że naprzeciwko domu stoi kilka mikrobusów z nieznanymi osobami i dostała informację, że któraś z osób składających kwiaty został zatrzymana. Sąsiad Kawaliouych, opozycjonista Barys Hamajda, powiedział Radiu Swaboda, że widział pracowników służb specjalnych także pod domem Kanawałouych. Prawnik Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Hary Pahaniajła nazwał stracenie skazanych cynicznym zabójstwem ze strony państwa, które nie dało swoim obywatelom możliwości pełnego skorzystania z konstytucyjnych praw. - W ciągu całej swojej wieloletniej praktyki prawniczej nie pamiętam przypadku tak pospiesznego wykonania wyroku (śmierci - PAP). Nie tylko to jest smutne. Przecież to wszystko (egzekucja - PAP) się stało jeszcze przed rozpatrzeniem skargi przez Komitet Praw Człowieka ONZ. Wiadomo też, że adwokat Kawalioua szykował skargę nadzorczą - podkreślił Pahaniajła w niezależnej gazecie internetowej "Biełorusskije Nowosti". Grudniowy sondaż niezależnego białoruskiego ośrodka NISEPI wykazał, że więcej Białorusinów (43,3 proc.) nie wierzy w winę Kawalioua i Kanawałaua niż w nią wierzy (37 proc.). Oficjalnych dane na temat liczby egzekucji nie są na Białorusi publikowane. Jak podaje portal internetowy tut.by, w ciągu ostatnich pięciu lat rozstrzelano w tym kraju co najmniej 14 osób. Według danych Amnesty International od 1991 roku na Białorusi stracono około 400 osób.