Według państwowego dziennika "Global Times" pierwsze spotkanie matki i syna po ponad 20-letniej rozłące transmitowano na żywo w internecie. 52-letnia Li Feng i dorosły już Zhang Yangyang wpadli sobie w objęcia. - Już wszystko w porządku, mamo - powiedział mężczyzna. Zhang został uprowadzony w czerwcu 1998 roku z prowadzonego przez jego matkę zakładu fryzjerskiego, gdy kobieta oddaliła się na 10 minut, by kupić makaron. Według chińskich mediów porywacz zwabił 4-letniego wówczas chłopca przy użyciu zupki chińskiej i kiełbasy. Wszystkie siły poświęcała na poszukiwania Rok po uprowadzeniu syna Li rozwiodła się z mężem i nie wyszła ponownie za mąż, ponieważ wszystkie siły poświęcała na poszukiwania, które prowadziła na własną rękę. Dopiero pod koniec ubiegłego roku jej sprawą zainteresowały się media, co miało związek z nagłośnieniem historii innego porwanego dziecka, które po latach powróciło do ojca. "Yangyang, już jesteś dorosły, a ja szukam cię, odkąd miałam 28 lat. Teraz mam 52 lata i prawie już nie mogę wytrzymać. Mam nadzieję, że skontaktujesz się ze mną, jeśli zobaczysz tę wiadomość" - ogłosiła wtedy w mediach Li. Sprawa trafiła do policjantów zajmujących się porwaniami, a ci odnaleźli Zhanga przy pomocy technologii automatycznego rozpoznawania twarzy, jaka stosowana jest w Chinach na szeroką skalę w połączeniu z milionami kamer monitoringu. Badania DNA potwierdziły, że mężczyzna jest synem Li. Pracował na tropikalnej wyspie Według mediów Zhang został przez porywaczy wywieziony do prowincji Guangdong na południu Chin, a następnie pracował jako "robotnik napływowy" na tropikalnej wyspie Hajnan. Państwowe chińskie media nagłaśniają przypadki wykorzystania elektronicznego nadzoru i systemów automatycznego rozpoznawania twarzy do znajdowania porwanych dzieci i łapania przestępców. Zagraniczni komentatorzy zwracają jednak uwagę, że tego rodzaju systemy są też używane do sprawowania kontroli nad społeczeństwem, w tym do zwalczania dysydentów.