Protestujący domagają się wcześniejszych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Chcą, by odbyły się one wiosną przyszłego roku. Dziś mija pierwsza rocznica brutalnego rozpędzenia przez policję opozycyjnego protestu przeciwko "autokratycznym rządom" prezydenta. - Rozpoczynamy nową falę protestów", aby zmusić władze do przeprowadzenia na wiosnę wyborów parlamentarnych i prezydenckich - powiedział kandydat opozycji w styczniowych wyborach prezydenckich Lewan Gaczecziładze. Jeden z demonstrantów, emerytowany policjant, powiedział dziennikarzowi AFP, że domaga się wcześniejszych wyborów. - Przyszedłem tu manifestować, gdyż w Gruzji nie ma sprawiedliwości. Prawa człowieka nie są przestrzegane. Konieczne są przedterminowe wybory - powiedział. Opozycja oskarża Saakaszwilego o porażkę militarną w konflikcie z Rosją na początku sierpnia. Zarzuca mu, że poprowadził kraj do batalii, która była nie do wygrania, podejmując próbę odzyskania kontroli nad separatystyczną Osetią Południową. Przed rokiem, 7 listopada, rząd wysłał policję do rozpędzenia opozycyjnego protestu przeciwko "autokratycznym rządom" prezydenta Micheila Saakaszwilego. Zachód, popierający Saakaszwilego, był wówczas zaszokowany akcją policji i zamknięciem opozycyjnej stacji telewizyjnej Imedi. Policja użyła wtedy gazu łzawiącego, gumowych pocisków i armatki wodnej, by położyć kres protestom. Dziesiątki ludzi zostało rannych. Kilka dni później Saakaszwili wprowadził w kraju na tydzień stan wyjątkowy. Opozycja spodziewa się, że w piątkowym wiecu weźmie udział 50 tysięcy ludzi, lecz analitycy uważają, że będzie ich o wiele mniej.