Do tragedii doszło na początku listopada. Zabójcy zaatakowali grupę podróżujących kobiet i ich dzieci. Kilkoro dzieci zdołało uciec i wrócić o własnych siłach do domu. Z relacji lokalnego aktywisty i krewnego jednej z ofiar wynika, że niektóre z zamordowanych osób miały spłonąć żywcem. Jak podaje Reuters, w piątek zatrzymano szefa lokalnej policji, którego uważa się za powiązanego ze sprawcami masakry. Szczegóły zarzucanych mu czynów nie zostały ujawnione. Przyczyny masakry także są owiane tajemnicą. Po tragedii pojawiały się głowy, że do ataku doszło przez pomyłkę. Miejsce, w którym dokonano morderstwa znajduje się bowiem w sferze wpływów walczących między sobą karteli narkotykowych. Społeczność mormonów uważa jednak, że atak był celowy, ponieważ sprawcy nie przerwali napaści, gdy zorientowali się, że w samochodach podróżują tylko kobiety i dzieci. Ofiary należały do rodziny LeBaron, powiązanej ze społecznością mormonów, których przodkowie osiedlili się w północnym Meksyku pod koniec XIX wieku, uciekając z USA przed prześladowaniami ze względu na ich tradycje, m.in. poligamię - pisze AFP. Wielu mormonów w Meksyku posiada podwójne obywatelstwo meksykańskie i amerykańskie.