"Każdy mieszkaniec Wiktorii ma prawo czuć się nie tylko przerażony, głęboko zasmucony i załamany, ale też wściekły. Jestem absolutnie wściekła" - skomentowała w poniedziałek Lily D’Ambrosio, minister środowiska stanu Wiktoria, cytowana przez "The Guardian". Przedstawicielka władz stwierdziła, że będzie to mieć niszczący wpływ na populację koali w regionie Portland i obiecała, że rząd zrobi wszystko, co możliwe, by pociągnąć do odpowiedzialności osoby winne tej tragedii. Zajmująca się ochroną przyrody w stanie Wiktoria Kate Gavenes poinformowała, że padło 40 koali. Kilkadziesiąt zwierząt weterynarze musieli uśpić, bo ich stan był zbyt poważny, by im pomóc. Gavenes zastrzega jednak, że liczba martwych koali może być jeszcze większa. Służby ochrony przyrody muszą przeczesać długą na 10 kilometrów plantację (60 ha) pełną powalonych drzew. Koale, którym udało się przeżyć, są w bardzo ciężkim stanie. Z terenu plantacji usunięto 80 zwierząt. Zajmują się nimi weterynarz. Mają połamane kości i są zagłodzone. Osobom odpowiedzialnym grożą kary finansowe Andy Meddick z Animal Justice Party w stanie Wiktoria był na miejscu w niedzielę. Jak relacjonował, wycięte na plantacji drzewa eukaliptusowe zostały zepchnięte buldożerami na sterty. Twierdził, że w jednym takim stosie naliczył 10 martwych koali. Według australijskiego prawodawstwa zabijanie dzikich zwierząt, niepokojenie lub przeszkadzanie im może być zagrożone karą rzędu 8 tys. dolarów australijskich i dodatkowo 800 dolarów australijskich za każde zabite zwierzę. Firma, która zajmowała się wycinką drzew na tym obszarze, zakończyła pracę w listopadzie 2019 roku i zwróciła ziemie właścicielowi. "South West Fibre pozostawiło właściwą liczbę 'drzew siedliskowych' dla istniejącej na miejscu populacji koali i dostarczyła właścicielowi szczegółowe informacje na ten temat, podkreślając, że koale nie były ranne i były w dobrym zdrowiu" - poinformował rzecznik formy. "Po zakończeniu prac SWF pozostałe drzewa zostały usunięte. Jest to szczególnie niepokojące dla leśników i pracowników, którzy troszczyli się o to, by chronić koale podczas prac" - dodał. Właściciel uważa, że sprawę rozdmuchano "The Sydney Morning Herald" informuje, że właściciel pastwiska, który został oskarżony o masakrę koali, zapowiada przyjęcie prawnych konsekwencji swoich czynów. Twierdzi jednak, że incydent został rozdmuchany. W zeszłym tygodniu, z pomocą buldożerów, zdecydował się zmienić plantację w pastwisko. Jak twierdzi, powzięte zostały wszelkie wysiłki, by uniknąć ofiar wśród zwierząt, jednak "jakieś mogły przy tym zginąć". Właściciel twierdzi, że większość martwych koali padła z głodu. "Być może jeden lub dwa zostały zabite i za to wezmę odpowiedzialność, ale to nie jest tak wielkie halo, jakie z tego zrobiono" - stwierdził. Uważa się, że na terenie byłej plantacji w chwili, gdy wjechały tam buldożery, znajdowało się 100 koali - informuje "The Sydney Morning Herald". "Tata sytuacja nie może się powtórzyć" - stwierdziła Lily D’Ambrosio.