Le Pen nic się nie stało, zniszczony został jedynie jej samochód, który obrzucono kamieniami. Zamaskowany mężczyzna próbował wybić nogami szyby w jej samochodzie. Szefowa ZN podczas konferencji prasowej porównała sytuację we Francji do wojny domowej w Libanie. Przemoc na ulicach Dijon, której dopuszczają się gangi w trakcie trzech karnych wypraw Czeczenów, chcących pomścić napad na swojego człowieka, brzmi, jak ostrzeżenie - oceniła Le Pen. "Niech ci, którzy mają amnezję, przypomną sobie piekło Libanu, który pogrążył się w strasznej wojnie wywołanej przez zagraniczne frakcje" - mówiła Le Pen na konferencji prasowej. "Jak widzimy w Dijon i Nicei, gdzie paradują grupy zbrojnych ludzi na oczach wszystkich, komunitaryzm zaszedł zbyt daleko" -podkreśliła liderka ZN. "Nie ma gorszego losu dla kraju niż wojna domowa" - zauważyła Le Pen, potępiając strategię nieinterweniowania policji przez kilka dni w czasie, kiedy grupy uzbrojonych Czeczenów przejęły pewne obszary miasta. "Brak interwencji to 'stała strategia', która 'stawia Paryż w ogniu i krwi" - stwierdziła Le Pen, której wystąpienie odbyło się w sali konferencyjnej niedaleko dworca kolejowego. Liderka nie pojechała do dzielnicy Les Gresilles, gdzie doszło do wojny gangów. Z Paryża Katarzyna Stańko