Agnieszka Waś-Turecka w Brukseli rozmawiała z byłym marszałkiem Sejmu Markiem Jurkiem. Jedną z głównych kwestii podnoszonych w ostatnim czasie jest pomysł stworzenia wspólnej armii europejskiej. - Jestem temu zdecydowanie przeciwny. Bardzo niepokojące jest to, że polska władza przynajmniej dwukrotnie wypowiadała się korzystnie o tym projekcie. Widzieliśmy, do czego władze UE doprowadziły w ostatnich latach, głównie w kwestii kryzysu migracyjnego. W żadnej sprawie do tej pory nie mogliśmy liczyć na efektywne działanie w kwestii bezpieczeństwa ze strony UE. Wspólna polityka UE to powinno być wspólne działanie ¾ państw. Stworzenie UE to dostarczenie kolejnych argumentów presji władzom UE. Dziwię się, że premier Morawiecki powiedział, że trzeba rozwijać ten projekt. Bezpieczeństwo Polski musimy zawdzięczać naszej zdolności do obrony. Jeśli my się nie będziemy bronić, to kto nas będzie bronił? - zastanawia się były marszałek Sejmu. - Każda kompetencja przyznawana UE, czyli armia, dług i podatki, bo o tym najgłośniej się teraz mówi, będzie tylko zwiększać presję na państwach członkowskich. To wielki mechanizm demontażu suwerennej władzy członkowskiej. Nasza doktryna powinna być prosta - tyle wspólnych instytucji, ile wspólnych interesów. Nic ponadto. Jak możemy wspólnie tworzyć armię europejską, skoro wspólnie nie możemy zatrzymać budowy Nord Stream 2? - podkreśla Jurek. Ambasador jak biuro radcy handlowego Europoseł Prawicy Rzeczypospolitej odniósł się także do zamieszania wokół listu amerykańskiej ambasador Georgett Mosbacher do premiera Mateusza Morawieckiego. - Tego typu listy są bardzo złą praktyką amerykańskiej dyplomacji. Jesteśmy partnerami, więc oczekujemy przyjaźni - mówił Marek Jurek. Na uwagę, że ambasador broni amerykańskich interesów, europoseł odpowiedział: - A to już jest w ogóle skandal. - Jeśli ambasador chce się zachowywać jak biuro radcy handlowego, to jest to poważna degradacja stylu i statusu ich dyplomacji. Takich rzeczy nie należy robić. (...) Obrona interesów handlowych jakiejś grupy inwestycyjnej przy pomocy argumentu "wolność słowa" daleko przekracza granice, w których powinien się toczyć nasz dialog. Amerykanie robią bardzo duży błąd, a polski rząd zrobi duży błąd, jeśli wszystko skończy się na medialnych reakcjach, a nie rzeczywistej solidarności - dodał Jurek. "1000 plus" na każde trzecie dziecko Prawica RP zgłosiła w ostatnich dniach poprawkę do rządowego projektu ustawy budżetowej. Proponuje "1000 plus" na każde trzecie i kolejne dziecko. - Każda rodzina daje nam nadzieję demograficzną. Kobieta, która wychowuje czwórkę lub piątkę dzieci, ciężko pracuje w domu. To uhonorowanie rodziców, którzy poświęcają czas dzieciom i mają cały szereg obowiązków, a co za tym idzie, ograniczonych możliwości w życiu zawodowym. Dziś matka trójki dzieci dostaje 1000, a dzięki naszym zapisom będzie dostawać 1500 zł. Czas poświęcony dzieciom to inwestycja w wychowanie narodu. Dzięki wprowadzeniu takiego zapisu, koszt programu wzrośnie o 12 procent - uważa Jurek. - Mam nadzieję, że PiS poprze tę poprawkę. Sejm jest wolny. Liczę na to, że ten pomysł będzie miał szerokie poparcie. Pora naprawdę zagwarantować status wielodzietny rodzinom. Zastanówmy się rozsądnie. Matka czwórki, piątki dzieci, która dostawała 1500 zł, będzie dostawać 2500 zł. Pamiętajmy też, że im więcej dzieci, tym większe podatki - dodaje były marszałek Sejmu. Jurek odniósł się również do sporu, jaki od dawna polski rząd prowadzi z instytucjami unijnymi w kontekście praworządności. - Po deklaracjach Fransa Timmermansa widać wyraźnie, że w całej tej kampanii chodzi o to, by dostarczać opozycji argumentów, by ta straszyła polexitem. Powoli ustępujące władze UE mają wyraźne pretensje do Polski. Bardzo krytycznie oceniam całą awanturę sądową. To nasza sprawa, a KE wyraźnie przekracza swoje kompetencje. Natomiast cele, które zadeklarował rząd, można było osiągnąć zupełnie normalnie, powoli, a nie w taki sposób. PiS liczy na wygranie wyborów, więc za dwa lata spokojnie przeprowadziłby tę zmianę - podkreśla Jurek.