O godzinie 15 w Hotelu Matignon, oficjalnej siedzibie francuskich premierów, Valls przejął władzę od Ayrault i obiecał sformować nowy gabinet już w środę. Valls ma renomę najbardziej prawicowego polityka rządzącej lewicy i dwoje ministrów rekrutujących się z Zielonych zapowiedziało, że odejdzie z rządu, którym będzie kierował. Jak pisze "Le Nouvel Observateur" nowy premier uosabia to, czego nie lubi lewe skrzydło rządzącej francuskiej koalicji. "Pierwszy glina Francji to mieszanka męskości, autorytetu i twardej retoryki w kwestiach bezpieczeństwa publicznego" - charakteryzuje nowego premiera "LNO". Przejmując stery od poprzednika Valls powiedział, że chce "kontynuować pracę Ayrault", dodał też, że prezydent Francois Hollande przebudowując rząd odpowiedział na głos Francuzów, którzy w niedzielnych wyborach komunalnych opowiedzieli się za centroprawicową, opozycyjną partią UMP, a także za ultraprawicowym Frontem Narodowym. Hollande zapewnił wyborców, że usłyszał "wyraźny" sygnał społeczeństwa, jakim był wynik wyborów lokalnych i zapowiedział, że misją gabinetu Vallsa będzie przede wszystkim realizowanie wcześniej ogłoszonego pakietu reform zwanego paktem odpowiedzialności. Zakłada on zmniejszenie obciążeń podatkowych dla firm w wysokości 30 mld euro oraz 50 mld dodatkowych oszczędności między 2015 a 2017 rokiem. Objęcie przez Vallsa funkcji premiera grozi jednak rozłamem w zapleczu politycznym Hollande'a; Zieloni gremialnie nie lubią tego "prawicowego socjalisty", a lewe skrzydło socjalistów ostrzegało prezydenta, że wybór Vallsa to "zwrot na prawo" - jak powiedział deputowany PS Henri Emmanuelli. Nowy premier odstaje nieco od swej formacji politycznej; jedna z najbardziej prominentnych dam w partii socjalistycznej Martine Aubry nazywa go "prawicowcem" - napisał "L'Express". 51-letni Valls był szefem MSW od 2012 roku i we wszelkich sondażach okazywał się najpopularniejszym politykiem rządzącej ekipy, lubianym przy tym przez elektorat prawicy. W niedawnym sondażu 41 proc. wyborców lojalnych zazwyczaj wobec prawicy uznało, że to on powinien zostać premierem, a tylko 21 proc. sympatyków lewicy było tego samego zdania. Vallsowi o tyle łatwo było umacniać popularność, mimo złej kondycji gospodarczej Francji, że resort, za który odpowiadał z gospodarką ma niewiele wspólnego. "Zdaję sobie sprawę, że jestem chroniony w ministerstwie spraw wewnętrznych, ponieważ to nie mnie obciąża się odpowiedzialnością za bezrobocie" - powiedział latem Valls. Jako minister unikał więc tematów ekonomicznych. Pozwalało mu to "pozostawać w czołówkach sondaży, podczas gdy rząd się pogrążał" - komentował "LNO". Tymczasem już we wtorek szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem ostrzegł nowego premiera Francji, że nie wolno mu zrezygnować z reform, które pozwolą zredukować deficyt budżetowy i zwiększyć konkurencyjność francuskiej gospodarki. Od wielu miesięcy media powielają pogłoski, że Valls może być kiedyś prezydentem Francji. Jak napisał "LNO": "wielce ryzykowny zawód premiera nie zamyka horyzontu" obecnego szefa MSW. "Matignon jest (dla niego) tylko etapem na drodze do Pałacu Elizejskiego". Dynamiczny, pewny siebie Valls bywa często nazywany Nicolasem Sarkozym lewicy, a jego kampania polityczna była od dawna wzorowana na pomysłach sztabu byłego prawicowego prezydenta. Nowy premier dał dowody zdecydowania, nie unika sporów ani polemik, jego energia i umiejętność budowania sobie dobrego wizerunku w mediach oraz renoma obrońcy porządku również upodobniły go do Sarkozy'ego - ocenia portal polityczny Atlantico.fr. Liberalne inklinacje i zdecydowanie proeuropejskie nastawienia przysporzyło mu wrogów zarówno wśród radyklanej lewicy jak i ultraprawicy. "To niebezpieczny człowiek" - skomentowała nominację Vallsa szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen. "To pozbawiony kompleksów ultraliberał i zdeterminowany zwolennik Europy. To jasny sygnał, że kontynuowana będzie polityka oszczędności" - ostrzegła we wtorek Le Pen, której partia otwarcie głosi radykalnie antyeuropejskie poglądy.