Popularny wśród zagranicznych turystów kompleks Resorts World, w skład którego wchodzą m.in. cztery hotele i kasyno, położony jest w odległości 1,5 km od międzynarodowego lotniska w Manili. Zwłoki ofiar znaleziono dopiero kilka godzin po ataku, do którego doszło w piątek rano czasu lokalnego (czwartek wieczorem w Polsce). "W naszej ocenie wszystkie ofiary udusiły się" dymem z wywołanego przez sprawcę pożaru - powiedział szef manilskiej policji Oscar Albayalde. MSZ Korei Południowej poinformowało, że w ataku zginął jeden obywatel tego kraju, który doznał ataku serca już po ewakuacji z zaatakowanego kompleksu, a trzej inni odnieśli lekkie obrażenia podczas panicznej ucieczki i po nawdychaniu się dymu z pożaru. Około północy z czwartku na piątek czasu lokalnego uzbrojony w broń szybkostrzelną mężczyzna, według władz najpewniej działający w pojedynkę, zaczął strzelać wokół siebie, trafiając w ekrany i telewizory oraz nie celując do ludzi, a następnie podpalił kilka stołów do gry. Następnie uciekł do swojego pokoju, gdzie według policji odebrał sobie życie. Władze wykluczyły możliwość, by piątkowy atak był zamachem terrorystycznym; zaprzeczono tym samym wcześniejszemu oświadczeniu wydanemu przez dżihadystyczną organizację Państwo Islamskie. "To nie był akt terroru" - podkreślił szef filipińskiej policji Ronald dela Rosa. "Wszystko wskazuje na zwykłe przestępstwo popełnione przez niezrównoważoną psychicznie osobę. (...) Nie stwierdzono przesłanek pozwalających sądzić, że sprawca chciał skrzywdzić czy postrzelić kogokolwiek. (...) Wszystkie ofiary zmarły na skutek uduszenia się dymem" - powiedział z kolei rzecznik prezydenta Rodrigo Duterte, Ernesto Abella. Zdaniem policji napastnik mógł być uzależniony od hazardu i napadając na kasyno, chciał się na nim zemścić; inna rozważana wersja wydarzeń zakłada, że doszło do nieudanej próby rabunku. Jak podała policja, w plecaku sprawcy znaleziono skradzione żetony o łącznej wartości ok. 2 mln euro. Władze nie poinformowały o tożsamości sprawcy, policja przypuszcza jednak, że mógł to być obcokrajowiec. "(...) Mówił po angielsku, był wysoki i miał jasną skórę, więc jest prawdopodobne, że pochodził z innego kraju" - przekazał szef policji w Manili Albayalde. Do ataku doszło w czasie trwających od ponad tygodnia walk o miasto Marawi na południu Filipin, które toczą się między filipińską armią a rebeliantami z grupy Maute, powiązanej zdaniem rządu z islamistami z ugrupowania Abu Sajaf. Złożyło ono przysięgę wierności Państwu Islamskiemu.