Jak czytamy, w ostatnim czasie manifestacje przeciwko turystom odbyły się w Barcelonie, Wenecji, San Sebastian, na Majorce; skarżą się także mieszkańcy Rzymu czy Dubrownika; w Oviedo ktoś napisał na murze: "Turyści do domu". Ruch antyturystyczny, czy też turystofobia, bo i takie określenie pojawia się w prasie, najsilniej rozwija się w Hiszpanii, którą w ubiegłym roku odwiedziło rekordowe 75,6 mln turystów. Mieszkańcy skarżą się m.in. na zatłoczenie, zaśmiecenie, hałas, rosnące ceny czynszów i zanieczyszczenie powietrza. Ponadto za pomocą serwisów internetowych turystom wynajmuje się mieszkania bez wymaganej zgody miasta. Dochodzi do aktów wandalizmu. W Barcelonie odnotowano przebijanie opon wynajętych rowerów oraz autobusów wycieczkowych. Na protesty reagują władze miast. Wenecja zamierza zakazać tworzenia nowych miejsc noclegowych w centrum miasta. W Rzymie zakazano picia alkoholu na ulicach w nocy, a w Mediolanie przegoniono z miasta food trucki. Burmistrz chorwackiej wyspy Hvar ma z kolei dość wybryków głównie brytyjskich turystów i zapowiedział surowe, sięgające 700 euro, mandaty za różnorakie pijackie ekscesy (niejednokrotnie obnażają się czy oddają mocz na ulicy). Taleb Rifai, sekretarz Światowej Organizacja Turystyki Narodów Zjednoczonych, w rozmowie z "Guardianem" przyznaje, że problem rosnących nastrojów antyturystycznych jest poważny. (mim)