"Jesteśmy świadkami brytyjskiego chaosu. Każdy widzi teraz wyraźnie, co oznacza kwestionowanie członkostwa we Wspólnocie" - powiedział Weber we wtorek wieczorem w niemieckiej telewizji ZDF. Reagując na wynik wtorkowego głosowania w Izbie Gmin, gdzie większość deputowanych odrzuciła wynegocjowany przez rząd Theresy May projekt umowy wyjścia W. Brytanii z Unii Europejskiej, Weber oznajmił, że mamy tam do czynienie z "wiecznymi malkontentami". Jego zdaniem politycy brytyjscy nie potrafią zdobyć się na pozytywne podejście do decyzji obywateli w sprawie wyjścia ze Wspólnoty. Dlatego szef frakcji Europejskiej Partii Ludowej sceptycznie odniósł się do możliwości przesunięcia terminu brexitu. "Przełożenie to najprostsze wyjście. Przedłużyć i znów zyskać na czasie. Unia nie może pozwolić, żeby brytyjski chaos zainfekował Europę" - oświadczył Weber. "Dlatego nie może być mowy o udziale w eurowyborach. Wybory decydują o przyszłości Europy, a to jest możliwe tylko bez Brytyjczyków" - dodał polityk wywodzący się z bawarskiej CSU. W środę brytyjscy posłowie będą głosować, czy W. Brytania powinna wyjść z UE bez umowy. W razie porażki również tego wniosku, kolejnego dnia, tzn. w czwartek, zdecydują, czy udzielić nowej instrukcji rządowi, aby próbował przedłużyć proces opisany w artykule 50. traktatu UE i w efekcie - po zgodzie Rady Europejskiej - opóźnić brexit. Według Webera ewentualne przesunięcie daty brexitu poza termin eurowyborów (26 maja) tworzy "olbrzymią niepewność prawną". Z formalnego punktu widzenia, na terenie kraju członkowskiego powinny się odbyć wybory do Parlamentu Europejskiego. Z drugiej - "nie do pomyślenia jest, by państwo, które zasadniczo nie chce być w UE decydowało o przyszłości Europy". Weber zasugerował, że najlepszym wyjściem byłoby przeprowadzenie kolejnego referendum. "Skoro parlament nie jest w stanie wypracować rozwiązania, to powstaje pytanie kto? Należy znów zapytać ludzi. Ostatnie lata otworzyły oczy obywatelom. Zdali sobie sprawę, jak epokowe konsekwencje wiążą się z kwestionowaniem członkostwa w UE" - uważa niemiecki europarlamentarzysta.