Andrea i Jay nigdy nie myśleli, że będą w takiej sytuacji - pisze BBC przedstawiając historię pary z USA, która pojawiła się na wakacjach na Malcie. 12 czerwca Andrea - 38-latka w 16. tygodniu ciąży - dostała krwotoku. Jak się okazało, doszło do częściowego oderwania się łożyska i utraty płynu owodniowego, a lekarze zapowiedzieli, że ciąża nie jest możliwa do uratowania. Serce dziecka jednak wciąż bije, co oznacza, że aborcja nie jest możliwa. Malta ma bowiem jedno z najsurowszych praw w odniesieniu do aborcji. Przerwanie ciąży jest całkowicie zakazane w tym kraju, a za złamanie przepisów grożą kary pozbawienia wolności. "Chcę wyjść stąd żywa" Andrea i Jay od tygodnia przebywają w szpitalu w oczekiwaniu na obumarcie płodu. Jak jednak wskazują, obawiają się, że dojdzie do infekcji, która spowoduje śmierć ciężarnej kobiety. - Siedzimy tutaj ze świadomością, że jeśli Andrea zacznie rodzić, wtedy szpital się zaangażuje. Jeśli serce dziecka zatrzyma się, pomogą nam. Poza tym nic nie zrobią - mówi BBC Jay Weeldreyer. - Dziecko nie ma szans na przeżycie. Chcieliśmy mieć córkę, chcielibyśmy, żeby żyła, ale to jest niemożliwe. Teraz nie tylko straciliśmy dziecko, ale jeszcze musimy czekać, pełni obaw, czy Andrea przeżyje - dodaje. - To emocjonalna tortura - mówi Jay w rozmowie z "The Guardian". Jak wskazuje BBC, jedyną szansą, by bez przeszkód dokonać aborcji i zapobiec powikłaniom ciężarnej, jest ewakuacja medyczna do Wielkiej Brytanii. - Chcę po porostu wyjść stąd żywa - mówi w rozmowie z "The Guardian" Andrea.