- Rosja w sytuacji rozszerzających się pomału sankcji nie może nic więcej zrobić niż wydać z siebie taki właśnie krzyk, jakim było to oświadczenie. Nie będzie on miał większego znaczenia - twierdzi Malicki. - Europa w sytuacji, gdy uznaje Rosję za agresora, który napadł na inny kraj, nie ma innego wyjścia i nie może inaczej zachować twarzy niż posuwać coraz dalej swoje sankcje tak, by objęły coraz to większą ilość osób. Początkowo, gdy dotyczyły one tylko paru osób, obciążeni nimi żartowali, że czują się zaszczyceni, że znaleźli się na tej liście - zaznaczył. - Ale, gdy kilka osób zmieni się w kilkadziesiąt, a później te kilkadziesiąt w kilkaset, a może kilka tysięcy, to przestaną się śmiać. Bo choć rosyjskie surowce, rosyjskie wpływy, są źródłem bogactwa tamtejszych bogaczy i osób najwyżej postawionych, to przecież nie wydają oni swoich pieniędzy w Rosji. Oni nie jeżdżą nad Bajkał, tylko na Lazurowe Wybrzeże, ich żony nie robią zakupów w rosyjskich sklepach, tylko w Szwajcarii. I to musi się dla nich skończyć. I wtedy będziemy czekać, jakie owoce to przyniesie - powiedział. - Świat i Unia Europejska w sytuacji rosyjskiej agresji nie mogą się wycofywać, tylko iść dalej i przede wszystkim zaprzestać sprzedawania jej broni. Bo to jest zagrożenie terroryzmem, bo Rosja wspiera separatystów siejących terror. To powinno być kwalifikowane jako udział w przestępstwie. Ponadto wszelka współpraca z Rosją powinna być zamrożona. Oczywiście, wszystkie sankcje są obosieczne, te unijne też. Przynoszą zatem straty gospodarcze, ale wszyscy politycy są tego świadomi. Natomiast, jeśli chodzi o zagrożenie terroryzmem, to nie widzę większego zagrożenia w związku z rosyjskim oświadczeniem. Nie wydaje mi się też, by komunikat rosyjskiego MSZ wywarł większy wpływ na przywódców unijnych - podsumował Jan Malicki.