Zachód, a także Unia Afrykańska od pół roku żądają, by prezydent Dioncounda Traore poprosił o obcą interwencję wojskową, która spacyfikowałaby północ Mali, kontrolowaną od wiosny przez partyzantów z Al-Kaidy. W styczniu wsparli oni tuareskich partyzantów, którzy na malijskiej północy wywołali zbrojne powstanie, by utworzyć tam własne, niepodległe państwo. W maju, po proklamacji niepodległości tuareskiego państwa, partyzanci Al-Kaidy zwrócili się przeciwko Tuaregom i przejęli władzę nad Azawadem. Zachód i Afryka uznały, że secesja północy Mali przestała być sprawą wyłącznie rządu z Bamako, a nie wierząc w skuteczność malijskiego wojska, doszły do wniosku, że wojnę z saharyjskim kalifatem Al-Kaidy wygrać może jedynie korpus ekspedycyjny Wspólnoty Zachodnioafrykańskiej (ECOWAS). Potrzebę zewnętrznej interwencji zbrojnej w Mali uznano za tym pilniejszą, że w samym środku wojny domowej, wojskowi dokonali 22 marca zamachu stanu i obalili prezydenta Amadou Toumaniego Toure. Pucz doprowadził do chaosu w Bamako i ułatwił zwycięstwo rebelii. W kwietniu ECOWAS i Unia Afrykańska, odmawiające uznawania zamachów stanu, groźbą sankcji zmusiły malijską juntę kapitana Amadou Sanogo do oddania władzy cywilom. Prezydentem kraju został przewodniczący parlamentu Dioncounda Traore. Wojskowi wycofali się do koszar, ale to oni wciąż sprawowali rzeczywistą władzę w Bamako i sprzeciwiali się jakiejkolwiek obcej interwencji w obawie, że położy ona kres ich rządom. O tym, że Traore poprosił w końcu ECOWAS o zbrojną interwencję poinformował w zeszłym tygodniu specjalny wysłannik Francji w Sahelu Jean-Felix Paganon. Według agencji Associated Press i AFP, w trzystronicowym liście do prezydenta Wybrzeża Kości Słoniowej Alassane Ouattary, przewodniczącego ECOWAS, prezydent Mali prosi o wojskową pomoc w stłumieniu rebelii na północy kraju - wywiad lotniczy, bombardowania baz rebeliantów, powietrzną logistykę, a także przysłanie pięciu batalionów wojska, które "stopniowo przejmowałyby kontrolę nad odzyskiwanymi miastami". Traore prosi też ECOWAS o pomoc w reformowaniu i szkoleniu malijskiego wojska. W tym samym liście stwierdza jednak, że nie potrzebuje, by ECOWAS wysyłała do Mali policję, ani żołnierzy do walk z rebeliantami. W sobotę przewodniczący Unii Afrykańskiej, prezydent Beninu Boni Yayi poinformował, że szefowie sztabów państw ECOWAS spotkają się w najbliższych dniach, by naradzić się w sprawie listu od malijskiego prezydenta. Pod koniec września prośbą prezydenta z Bamako o pomoc zajmie się też Rada Bezpieczeństwa i Zgromadzenie Ogólne ONZ i postanowi czy ewentualnej zachodnioafrykańskiej ekspedycji wojennej w Mali dać "błękitne hełmy" ONZ i jej błogosławieństwo. O tym, że ich prezydent poprosił sąsiadów o zbrojną pomoc, Malijczycy dowiedzieli się z francuskiego radia. W malijskich telewizjach, gazetach i rozgłośniach nie wspomniano o tym choćby słowem, a nagabywany przez zagranicznych dziennikarzy Diarra Diakite, sekretarz prezydenta Traore oznajmił, że nic mu o żadnym liście nie wiadomo. Z francuskiego radia o prośbie prezydenta Traore o zagraniczną pomoc zbrojną dowiedzieli się także puczyści z kapitanem Sanogo na czele. Powołując się na anonimowe źródła w armii, AP pisze, że prezydent wysłał list bez porozumienia z wojskowymi, a Sanogo wraz z towarzyszami naradzają się w koszarach Kati w Bamako co robić. Powołując się na anonimowe źródła dyplomatyczne w Abidżanie, Reuters pisze, że wrogość między ECOWAS, a malijskimi wojskowymi może utrudnić, a nawet zniweczyć interwencję zbrojną Wspólnoty. ECOWAS nie chce udzielać Mali pomocy w jedynie w logistyce i uzbrojeniu, obawiając się, że w ten sposób umocni tylko marcowych puczystów. Nie spieszy się więc z wysyłaniem broni dla malijskiego wojska. Na polecenie ECOWAS w Gwinei wciąż przetrzymywany jest transport ciężkiego sprzętu wojskowego, kupionego w Bułgarii jeszcze przez obalonego prezydenta Toure. - Prezydent Traore jest słaby i wie, że zależy od poparcia ECOWAS, która ani myśli pomagać Sanogo. Zanim ECOWAS zgodzi się na wysłanie do Mali pomocy wojskowej, chce zaprowadzić tam konstytucyjny porządek i silny, cywilny rząd w Bamako - powiedział Reutersowi dyplomata. - A tego właśnie nie życzą sobie Sanogo i jego towarzysze. Wojciech Jagielski (PAP)