BBC ocenia, że sobotnia demonstracja prawdopodobnie przeciągnie się do niedzieli. Organizator protestu, prodemokratyczna grupa Bersih, zaapelowała o urządzanie podobnych manifestacji w miastach Kota Kinabalu oraz Kuching w malezyjskiej części wyspy Borneo. Władze Kuala Lumpur odmówiły zarejestrowania sobotniego protestu, a policja uznała go za nielegalny. Zaostrzono środki bezpieczeństwa, m.in. blokując wstęp na Plac Niepodległości w centrum stolicy. Trwa oczekiwanie, czy interweniuje armia - pisze BBC, przypominając, że do rozproszenia ostatniej wielkiej demonstracji, w 2012 r., policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych. Obecne szacunki mówią o 50, a nawet 80 tys. demonstrantów, podczas gdy dane podawane przez policję są znacznie niższe. Protestujący domagają się dymisji premiera w związku ze skandalem finansowym, ujawnionym w lipcu podczas śledztwa w sprawie domniemanej niegospodarności w państwowym funduszu 1Malaysia Development Berhad (1MDB). Najibowi zarzuca się, że przywłaszczył sobie 700 mln dolarów z zadłużonego funduszu, który sam powołał do życia w 2009 r. z zamiarem przekształcenia Kuala Lumpur w hub finansowy. Rząd twierdzi, że przelewy na konto Najiba to "polityczne darowizny" od bliżej nieokreślonych darczyńców z Europy Wschodniej. Więcej szczegółów nie podano. 1MDB podał z kolei, że nie przekazywał pieniędzy szefowi rządu. Najib Razak ma duże poparcie w rządzącej koalicji i we własnej partii UMNO (Zjednoczona Narodowa Organizacja Malajów).