Na Ibrahima Mohameda Soliha zagłosowało 133 808 uczestników głosowania, na jego rywala - ubiegającego się o reelekcję Abdullę Yameena - głos oddało natomiast 95 526 wyborców, którzy wzięli udział w elekcji. Abdulla Yameen otrzymał łącznie 41,65 proc. W wystąpieniu telewizyjnym Solih zaapelował do swego rywala, by "respektował wolę ludu i zezwolił na pokojowe przekazanie władzy w państwie". Powiedział też: "Sygnał od wyborców jest jednoznaczny. Ludzie chcą sprawiedliwości i stabilności. Uczyńmy wszystko, by były im one dane". Unia Europejska i ONZ nie skierowały na wybory swych misji obserwacyjnych. Ponadto - jak wskazuje AFP - wyborów nie obserwowali też korespondenci zagraniczni, jako że większość z nich nie otrzymała na czas wiz. Organizacje międzynarodowe od kilku lat zarzucają władzom wyspiarskiego kraju na Oceanie Indyjskim brak przejrzystości i tendencje centralistyczne. Ogromne zainteresowanie Jednocześnie wybory pokazały wciąż żywe zaufanie wyborców do procedur demokratycznych - wskazuje AFP. Lokale wyborcze zostały zamknięte o godz. 19 czasu lokalnego (godz. 16 w Polsce), a zatem trzy godz. później niż przewidywano, bo zainteresowanie wyborami było ogromne. Stało się tak, mimo iż w rządzonym twardą ręką przez Yameena państewku, liczącym łącznie 340 tys. mieszkańców, wszelka działalność opozycji jest zakazana. Większość jej przedstawicieli dawno trafiło za kratki lub musiało opuścić kraj, jak były prezydent Mohamed Nasheed, który przegrał na rzecz Yameena wybory w 2013 r. - pisze w komentarzu AFP. Z tego punktu widzenia wybór Soliha może oznaczać długo oczekiwany przełom - zaznacza agencja. W lutym władze pogrążonych w kryzysie politycznym Malediwów wprowadziły stan wyjątkowy. Słynący z turystycznych kurortów archipelag składa się z 26 atoli koralowych i ponad 1,1 tys. wysp.