Ostatnich ataków na kobiety w stolicy, Lilongwe, i drugim mieście kraju, Blantyre, dopuścili się m.in. uliczni sprzedawcy; napastnicy zdzierali ubranie z kobiet noszących spodnie, szorty albo krótkie spódnice. W czwartek prezydent Malawi Bingu wa Mutharika oficjalnie zaprzeczył, jakoby namawiał ulicznych sprzedawców i młodych chuliganów do atakowania kobiet. "Każda kobieta i każda dziewczyna ma prawo nosić, co tylko chce" - oświadczył w publicznym radiu. Manifestantki w Blantyre, ubrane w białe koszulki i spodnie, miały transparenty, na których napisano: "Sprzedawcy, dziś u was kupujemy, a jutro nas rozbieracie?". Do protestu przyłączyło się wielu członków rządu i przedstawicieli opozycji. Swoją solidarność z demonstrantkami wyraziła też wiceprezydent Joyce Banda, która jednak stawiła się na wiecu w długiej białej sukni. W tym głęboko konserwatywnym kraju za dyktatury Hastingsa Kamuzu Bandy, do 1994 roku, kobiety miały zakaz noszenia spodni i krótkich spódnic, a mężczyźni - długich włosów. Ataki na kobiety w spodniach zdarzały się w ostatnich latach także w Kenii, RPA i Zimbabwe.