Ciała znaleziono w piątek w położonym w południowej części aglomeracji Vancouver miasteczku Surrey, dzięki telefonowi od nieznanej osoby, która powiadomiła służby miejskie o podejrzeniu wycieku gazu i zatruciu kilku osób. Podejrzenie nie potwierdziło się, a zatrucie gazem zostało wykluczone jako przyczyna śmierci. Policja twierdzi, że chodzi o morderstwo, ale nie ujawnia sposobu, w jaki je dokonano. - Nie zdołaliśmy jeszcze stwierdzić, czy był to napad rabunkowy, celowy atak czy też zbiorowe samobójstwo. Badamy wszystkie te wersje - powiedział dziennikarzom miejscowy komendant Kanadyjskiej Królewskiej Konnej Policji Dale Carr. Carr sprecyzował, że w ocenie ekspertów policyjnych nie był to atak przypadkowy. Czas zabójstwa nie został jeszcze określony, wiadomo jednak, że ciała nie leżały długo. Policja wezwała mieszkańców do zamknięcia okien i drzwi, na wypadek, gdyby zabójcy nadal pozostawali w okolicy. Vancouver stał się w ostatnich kilku latach widownią wzmożonej działalności gangów przestępczych, powiązanych zazwyczaj z przemytem i handlem narkotyków. W aglomeracji wielokrotnie dochodziło do zbiorowych morderstw. Miasto na wybrzeżu Pacyfiku stało się głównymi wrotami przywozu marihuany, rozprowadzanej przede wszystkim w sąsiednich Stanach Zjednoczonych.