"Ze względu na pogarszające się warunki atmosferyczne, nie ma już żadnych szans na akcję ratunkową po Tomasza Mackiewicza, który znajduje się na Nanga Parbat na wysokości około 7200 m" - przekazał PAP kierownik komitetu organizacyjnego narodowej wyprawy na K2 Janusz Majer. Jak podkreślił, oficjalne ogłoszenie tej decyzji było odkładane z godzinę na godzinę, gdyż ciągle była nadzieja, że nie sprawdzą się prognozy pogody."Niestety, warunki się pogarszają, wiatr na górze się wzmaga, jego prędkość dochodzi do 80 km na godzinę. Prognozy nie są optymistyczne, zapowiadane są na wieczór opady, a nawet burza śnieżna. W tej sytuacji akcja ratunkowa po Tomasza nie możliwa" - zaznaczył Majer.Jak dodał, należy wziąć pod uwagę również to, że jeśli do bazy pod Nanga Parbat zejdą Adam Bielecki i Denis Urubko, to po kilkunastogodzinnej akcji ratowniczej w temperaturze minus 40 stopni, nie będą w stanie bez odpoczynku ponownie się wspinać. "Tomek został na tej górze, którą tak ukochał" Małgorzata Sulikowska, siostra Tomasza Mackiewicza poprosiła na antenie TVN24 o niekomentowanie decyzji o odwołaniu poszukiwań jej brata. "To nie jest przejście Marszałkowską, odpuśćmy po prostu" - powiedziała. "Wielki szacunek dla tych bohaterów, którzy poszli narażać swoje życie, by ratować Eli i Tomka" - mówiła. "Tomek to był taki człowiek, dla którego Nanga to było wielkie marzenie. To była jego siódma wyprawa, tak jak mówi Revol, chyba zakończył ją na szczycie. Ale cena zapłacona za to jest potworna. To była jego osobista decyzja, apelowałbym o zaakceptowanie tej decyzji. Możemy się modlić. Tomek został na tej górze, którą tak ukochał" - mówił o Mackiewiczu na antenie TVN24 Janusz Majer. "Nasze głębokie myśli są dla Tomka, który pozostanie na zawsze wpisany w historię Nanga Parbat i całego świata" - oświadczyli Ludovic Giambiasi, koordynator akcji oraz Jean-Christophe Revol, mąż Eli. "Nie było szans dla Tomka" "Nie było szans. Prawda jest taka, że nie było szans dla Tomka. Tym bardziej teraz, nawet na akcję poszukiwawczą ewentualnych zwłok Tomka nie ma szans. Pogoda jest jaka jest: jest 70, a ma wiać 80 kilometrów na godzinę na 7200, gdzie jeszcze nie mamy aklimatyzacji na tej wysokości. Nie można tam posyłać zespołu. Nie odważyłbym się sugerować komukolwiek, żeby udał się na taką akcję" - mówił o Tomaszu Mackiewiczu w rozmowie z RMF FM kierownik zimowej wyprawy na K2 Krzysztof Wielicki. "Nanga Parbat była marzeniem Tomka" "Eli mówiła, że Tomek miał poważne odmrożenie nóg, nie potrafił już chodzić" - opisuje sytuację Tomasza Mackiewicza w rozmowie z RMF FM alpinista Janusz Majer. "Miał tą śnieżną ślepotę, widać było wyraźny postęp choroby wysokościowej, bo on właściwie już był taki prawie nieprzytomny" - dodaje. Majer wspomina, że marzeniem Mackiewicza było wejście na szczyt Nanga Parbat zimą. "Został tam na tej swojej ukochanej górze. Jest to jego decyzja osobista. Sądzę, że należy ją uszanować. Był postacią niezwykle barwną. Żył w sposób w jaki większość naszego społeczeństwa by nie potrafiła. I chyba też to jego odejście odbyło się w takim stylu, jak całe jego życie" - podkreślił kierownik komitetu organizacyjnego narodowej wyprawy na K2. Janusz Majer wspomina w rozmowie z reporterem RMF FM, że Tomasz Mackiewicz "spędził siedem zim ucząc się tej góry". Cała rozmowa reportera RMF FM z Januszem Majerem Akcja ratunkowa Bielecki i Urubko zeszli razem z Elisabeth Revol do obozu pierwszego. W akcji sprowadzania francuskiej alpinistki pomagali Jarosław Botor i Piotr Tomala, którzy wyszli naprzeciw Bieleckiemu i Urubko. Cała ekipa została już zabrana helikopterami spod Nanga Parbat.Ekipa polskich himalaistów, uczestnicząca w wyprawie na K2, szczycie odległym od Nanga Parbat w linii prostej o prawie 200 km, w składzie: Bielecki, Urubko, Botor i Tomala, dotarła w sobotę pod wieczór dwoma helikopterami blisko obozu pierwszego. Mimo zapadających ciemności, wspinaczkę rozpoczęli Bielecki i Urubko, którzy około drugiej w nocy miejscowego czasu spotkali schodzącą z góry Revol.Mackiewicz po raz siódmy podjął próbę zdobycia zimą Nanga Parbat, a Revol po raz czwarty. Tym razem wyruszyli we dwójkę, działali w stylu alpejskim, sportowym, bez żadnego wsparcia ze strony tragarzy oraz nie mając tlenu w butlach.