Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zaginęli schodząc ze szczytu. Lwow powiedział, że droga zejściowa jest dobrze widoczna z dołu. Jeśli alpinistów nie widać i nie ma z nimi kontaktu, to można się spodziewać tragedii, czyli jakiegoś dramatu - powiedział Lwow. Jego zdaniem, alpiniści mogli wpaść do szczeliny lub obsunąć się po zboczu, mogli też opaść z sił i zatrzymać się na zboczu. Lwow podkreślił, że nie ma innej drogi zejścia z Broad Peak. Rozmówca Informacyjnej Agencji Radiowej powiedział jednak, że alpiniści mogą dość długo przetrwać pod szczytem. W 1988 roku Maciej Berbeka przy dużo gorszej pogodzie i mając gorszy sprzęt przetrwał 24-godzinne zejście z przedwierzchołka Broad Peak do namiotu na wysokości 7400 metrów. Teraz na tej wysokości są dwaj alpiniści, którzy czekają na Berbekę i Kowalskiego. Lwow, alpinista z 43-letnim stażem, podkreślił, że dziś jest używany o wiele lepszy sprzęt, ogrzewany elektrycznie. Zaginieni mogliby więc przetrwać dość długo, ale barierą jest wydolność organizmu. Polacy działają w górach od kilku dni, a od kilkudziesięciu godzin są na dużej wysokości. Mają niewiele jedzenia i picia, a temperatura jest bardzo niska. Wczoraj Maciej Berbeka, Tomasz Kowalski, Adam Bielecki i Artur Małek zdobyli Broad Peak, wznoszący się 8051 metrów nad poziom morza. Było to pierwsze zimowe wejście na ten szczyt. Bielecki i Małek zeszli szczęśliwie do czwartego obozu na wysokości 7400 metrów, natomiast Berbeka i Kowalski zdecydowali się biwakować pod szczytem. Po raz ostatni kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki rozmawiał przez krótkofalówkę z Berbeką o trzeciej nad ranem. Później nie było z nimi kontaktu i obaj alpiniści zostali uznani za zaginionych. CZYTAJ WIĘCEJ: Po zdobyciu Broad Peak nie dotarli do obozu