W wyniku zamachów zginęły 192 osoby, a ponad 1500 zostało rannych. Wśród ofiar śmiertelnych było czworo Polaków - dwie kobiety, 7-miesięczna dziewczynka i jej ojciec. Pociągi śmierci Do eksplozji doszło o wpół do ósmej rano, w godzinach porannego szczytu, gdy kolejka podmiejska była zatłoczona. Bomby wybuchły w 4 pociągach na stacjach kolejowych Atocha, Santa Eugenia, El Pozo, a także na przedmieściach Madrytu. Eksplozji było łącznie trzynaście, ale trzy z nich przeprowadziła sama policja, detonując pod kontrolą bomby lub podejrzane obiekty. Nie było żadnego ostrzeżenia terrorystów, a bomby zdetonowano w ciągu kilku minut za pomocą urządzeń podłączonych do telefonów komórkowych. Według późniejszych ustaleń w pociągach, na dworcach i w samochodach zaparkowanych w ich pobliżu podłożono co najmniej 13 plecaków - w każdym znajdowało się kilkanaście kilogramów ładunków wybuchowych. W furgonetce w Alcala de Henares pod Madrytem, skąd wyruszały pociągi będące celem zamachów, znaleziono kasetę z wersetami z Koranu w języku arabskim oraz siedem detonatorów. To nie ETA Początkowo głównym podejrzanym była separatystyczna organizacja ETA, choć jej przedstawiciele od razu zapewniali, że nie mieli nic wspólnego z eksplozjami. Zamach nie pasował jednak do metod działania stosowanych uprzednio przez ETA. Pojawiały się też sygnały, że autorami zamachów mogli być islamscy fundamentaliści. Ukazująca się w Londynie arabska gazeta "Al-Kuds Al-Arabi" poinformowała o liście od Al-Kaidy, w którym ta siatka terrorystyczna wzięła na siebie odpowiedzialność za zamachy. Konkretnym wykonawcą operacji miała być działająca w imieniu Al-Kaidy "Brygada Abu Hafsa al-Masriego". Na Al-Kaidę wskazywała także znaleziona taśma z nagraniem wersów Koranu oraz kaseta wideo z przyznaniem się Al-Kaidy do zamachów, podrzucona w koszu na śmieci, w pobliżu madryckiego meczetu. Na wideokasecie mówiący po arabsku człowiek, podający się za "wojskowego rzecznika" Al-Kaidy w Europie złożył deklarację, że zamachy bombowe w Madrycie były odwetem za współpracę Hiszpanii ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami, a w szczególności z prezydentem USA Georgem W. Bushem. Podkreślił, że dokonano je równo w dwa i pół roku po 11 września 2001 r. Rząd nie ujawniał informacji, kto dokonał zamachu. Hiszpańskie władze upierały się, że była to ETA, choć miała już dowody wskazujące na terrorystów islamskich. Nie chciały stracić w oczach wyborców przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Chodziło o to, aby ukryć, że zamachy są odwetem za wysłanie wojsk do Iraku, co rząd zrobił mimo sprzeciwu znacznej części społeczeństwa. Ostatecznie rząd skierował oskarżenia pod adresem islamskich fundamentalistów. Aznar przegrany Zamachy przesądziły o klęsce prawicy i premiera Jose Marii Aznara podczas odbywających się trzy dni później wyborów parlamentarnych. Wielu Hiszpanów obwiniało premiera o to, że stojąc u boku Amerykanów w Iraku ściągnął na Hiszpanię odwet islamskich fanatyków. Rozmyślne wprowadzanie w błąd opinii publicznej na temat sprawców zamachów przepełniło czarę goryczy. Po wyborach do władzy doszli socjaliści pod wodzą Jose Luisa Rodrigueza Zapatero, który zapowiadał wycofanie z Iraku hiszpańskiego kontyngentu i obietnicy dotrzymał. Zmienił też politykę kraju z "proamerykańskiej" na bardziej "proeuropejską". Na początku maja hiszpański parlament powołał specjalną komisję badającą okoliczności zamachów z 11 marca. W czasie przesłuchań premier Zapatero potwierdził, że jedynie "międzynarodowy terroryzm muzułmańskich ekstremistów" odpowiada za marcowe zamachy i nie ma mowy o powiązaniach muzułmanów z ETA. Zapatero oskarżył również rząd byłego premiera Jose Marii Aznara o zwodzenie opinii publicznej pomiędzy 11 a 14 marca, wykasowanie rządowych zapisów komputerowych z tego okresu i zrzucanie na ETA odpowiedzialności za zamachy. Aznar bronił przed komisja tezy tajnego porozumienia między ETA i muzułmańskimi terrorystami. Śledztwo po zamachach Wśród pierwszych zatrzymanych w śledztwie po zamachach był imigrant z Maroka Jamal Zougan (Dżamal Zougam), należący do bezpośrednich autorów zamachów, uważany za jednego z przywódców Al-Kaidy w Hiszpanii. Uznawany za "mózg" zamachów Tunezyjczyk Sarhan Ben Abdelmajid Fachet był jedną z 7 osób, które 4 kwietnia wysadziły się w powietrze, gdy hiszpańska policja przygotowywała się do szturmu na okupowane przez nich mieszkanie na przedmieściach Madrytu. Samobójcy stanowili trzon grupy, która przeprowadziła zamachy. W czerwcu włoska policja aresztowała w Mediolanie Rabeia Osmana Sajeda, zwanego "Mohamedem Egipcjaninem", domniemanego organizatora zamachów z 11 marca. Sajed zdradził się sam, kiedy w podsłuchanej przez policję rozmowie telefonicznej wziął na siebie odpowiedzialność za zamachy. W grudniu został on przekazany czasowo Hiszpanii. Rabei Osman Sajed jest oskarżony o spowodowanie śmierci 192 osób, usiłowanie zabójstwa co najmniej 1500 oraz członkostwo w organizacji terrorystycznej. Do tej pory w wyniku śledztwa zarzuty postawiono 76 osobom, z których 25 (w większości Marokańczycy), wciąż przebywa w więzieniu. Ich procesy mają rozpocząć się w tym roku. Najsłabsze ogniwo Obecnie nie ma wątpliwości, że autorami zamachów byli islamscy terroryści. Po ośmiu miesiącach śledztwa policja hiszpańska nie znalazła żadnych dowodów na istnienie związków między ETA a zamachami w Madrycie. Terroryści zaatakowali Hiszpanię, uznając ją za najsłabsze ogniwo koalicji antyterrorystycznej. W jednym z dokumentów napisali, że hiszpański rząd nie wytrzyma dwóch-trzech ataków, przegra wybory i Madryt wycofa się z Iraku. Dziś wiemy już, że Hiszpania nie wytrzymała jednego zamachu i wycofała z tego kraju swój 1300-osobowy kontyngent.